Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=
Witam wszystkich. Dolaczam do waszego grona. Poczytalam troche forum - wiele tu historii czesc smutnych ale tez wiele dajacych nadzieje ze moze nie bedzie tak zle.
Moja mama 57 lat nie byla u ginekologa od wiekow. 2 lata temu podstepem wygnalam ja do ginekologa na badanie. Miala usg i cytologie i wszystko bylo niby w porzadku.
Mama jest po menopalzie. od lipca miala plamienia ale nikomu nic nie powiedziala. 2 tyg temu w koncu poszla do ginekologa to sprawdzic. Powiedzial ze *cos mu sie nie podoba* i wyslal do szpitala na tomografie.
Wynik tomografii:
Szyjka macicy znacznie powiekszona obszar o wymiarach 77x61x56 lecz dosc jednorodna ulega wzmocnieniu kontrastowemu w stopniu nie rozniacym sie od reszty narzadow.
Obraz sugeruje tu-tkanka tluszczowa wokol zmiany bez wyraznych cech nacieczenia.
Przy lewobocznej powierzchni zmiany w przymaciczu obecne sa zmiany guzkowe o srednicy 10x13mm -wezly chlonne pozatym inne wezly chlonne w miednicy i pachwinowe nie powiekszone
Pecherz moczowy o niepogrubionej gladkiej scianie bez zmian ogniskowych.
Nie uwidoczniono wolnego plynu w jamie otrzewnej.
W prawym jajniku torbiel 14x9mm
Poza tym trzon macicy i przydatki bez uchwytnych zmian ogniskowych.
W zakresie objetym badaniem kosci bez zmian ogniskowych.[/i]
Zrobili jej lyzeczkowanie a na wypisie ze szpitala ma napisane- nieudana proba lyzeczkowania. Nie udalo sie pobrac materialu do badan.
Pojechala z tymi wynikami na konsultacje do centrum onkologii.
Lekarz nawet za bardzo nie spojrzal na wyniki.
Zrobil badanie powiedzial tylko ze jest guz mozna go albo leczyc chemia albo zrobic operacje.
Mama wybrala operacje - kazal zrobic badania i koniec wizyty. 26 ma spotkanie z anestezjologiem a 29 ma sie stawic na operacje.
Jakies to dziwne wszystko bo nikt jej nie wytlumaczyl nic. Ani jaka to operacja ani co maja zamiar wycinac.
Na wypisie ze szpitala ma napisane ze stwierdzono nieokreslony nowotwor narzadow plciowych. Narzady plciowe nie okreslone.
Czyli ma nowotwor, nie wiadomo jaki, nie wiadomo czego i ma isc na operacje podczas ktorej usuna nie wiadomo co.
Troche to przerazajace bo kobieta sie podlamala, nikt jej nic nie wytlumaczyl, niemal nic nie powiedzial tylko tak o- wszystko na szybko, po lebkach.
Czy to jest normalne?Czy to tak zawsze jest ze dopuki nie wiadomo co dokladnie dolega to sie nic pacjentowi nie mowi, nic nie wyjasnia?
Moze tu ktos bedzie w stanie powiedziec co widac na tej tomografii?
Nie wiem o jakie centrum onkologii chodzi ale we wszystkich jest podobnie, lekarz sam z siebie nic nie powie, trzeba pytać, chora popełniła błąd strategiczny bo powinna przed decyzją o operacji zapytać jak rozległa ma być ta operacja - wtedy by coś powiedział, a jak ona podjęła decyzję to co miał się wysilać. Na podstawie wyników które podałaś to nic nie można powiedzieć poza tym że jest patologiczna zmiana. Może doświadczony ginekolog- onkolog po obejrzeniu tej zmiany wie coś więcej, ale chora nie zapytała więc zgadywać nie możemy. Teraz tak na szybko to można czegoś się dowiedzieć na 3 sposoby:
- Anestezjolog żeby podać narkozę i zakwalifikować pacjentkę musi wiedzieć jaki jest zakres operacji (czyli może to powiedzieć na tym spotkaniu).
- Można próbować jeszcze wepchnąć się do tego lekarza żeby coś powiedział (np Córka mówi że mama straciła głowę i nic nie wie i nie pamięta i może p. dr coś powie), albo dorwać go gdzieś prywatnie to wtedy wszystko wyjaśni.
- W każdym CO jest dział wydający dokumentację, zwykle to są dosyć życzliwe osoby, można się tam zgłosić i poprosić o dokumentację z tej wizyty (też tłumacząc że chora straciła głowę), w dokumentacji będzie napisane co stwierdził.
Przy tym wszystkim trzeba mieć na uwadze że nie ma żadnego materiału z tej zmiany, więc co to jest to tak naprawdę będzie wiadomo po operacji.
Dziekuje za odpowiedz. No wlasnie o to chodzi ze stracila glowe. Czula sie dobrze a tu nagle taka wiadomosc. Pierwsza reakcja na slowo *nowotwor* wiadomo, bywa rozna a w przypadku mojej mamy byla taka, ze juz zobaczyla trumne i pogrzeb, a na slowo *chemioterapia* pewnie juz miala taka sama wizje tylko poprzedzona utrata wlosow.
Ja teraz czytajac w internecie zaczynam widziec roznice, rozumiec co nieco ...a moja mama wtedy pewnie nawet nie myslala o tym, zeby zapytac o szczegoly.
Ja jestem za granica, mama w domu sama. Martwie sie strasznie jak ona sobie tam sama da rade i planuje leciec do polski po operacji zeby jej troche chociaz pomoc. Probowalam tam dzwonic, zeby chociaz zapytac kiedy sie tej operacji spodziewac- tzn czy robia ja od razu, czy jeszcze jakies badania przed, ile dni po bedzie w szpitalu itd. Niestety nie udalo mi sie polaczyc z lekarzem i rozmawialam jedynie z jego sekretarka, ktora tylko mi wyjasnila, ze to sie okaze jak juz sie stawi w szpitalu.
Przeraza mnie to wszystko i czuje sie troche bezsilna bo nie wiem co robic.
Nie wiem ile czasu możesz poświęcić, ale optimum to bycie z nią przy zgłoszeniu się do szpitala i bycie tam do ok 15 (w pobliżu ale nie bezpośrednio przy łóżku bo przeszkadzasz) w tym czasie zapadnie decyzja. Mama musi pytać, jeżeli coś nie będzie jasne to masz jeszcze szansę porozmawiać z lekarzem. Operacja zwykle jest następnego dnia i jeżeli bez powikłań to wypisują po 3-4 dniach, jeżeli nie będzie powikłań to chora w zasadzie (z trudem) może sobie dać w domu radę sama jeżeli będzie miała kupiony zapas żywności i telefon do osoby z którą może porozmawiać i kogoś kto szybko się zjawi w razie kłopotów. Po operacji bez powikłań 7-10 dni osoba jest już samodzielna ale nadal obowiązuje zakaz dźwigania (jak długo to powie chirurg lub rehabilitant). Jak będzie w szpitalu to należy upominać się (jak tylko wróci na salę z oddziału pooperacyjnego) o wizytę rehabilitanta (jeżeli takowy jest na oddziale)..
Tak na "oko" wyglada to na raka szyjki macicy w stopniu 1b. Stopien zaawansowania powinien byc zapisany w dokumentacji! Bo cos chyba mama dostala do reki, nie?
Przypuszczam, ze lekarz mowiac o leczeniu wspomnial nie o CHEMIOterapii, a o RADIO-CHEMIOterapii. To jest przede wszystkim naswietlanie z malym dodatkiem chemii (od ktorej akurat wlosy nie wypadaja, ale to tak na marginesie).
Wydaje mi sie, ze Gaba jest bardzo optymistyczna co do oceny stanu, kiedy mama moze wyjsc ze szpitala i kiedy bedzie w miare samodzielna. Jesli nie myle sie co do oceny zaawansowania, to operacja to bedzie rozszerzone wyciecie macicy z przydatkami metoda Wertheima. Nie wiadomo, czy to ma byc operacja laparoskopowa czy tradycyjna. Jesli ta druga, to okres rekowalescencji bedzie na pewno dluzszy. To nie oznacza, ze ktos musi przy mamie stale byc, ale na pewno powinien byc ktos, kto zrobi zakupy (dzwigac nie wolno bedzie dlugo) i posprzata.
To tyle, jesli chodzi o sprawy praktyczne. Na pewno powinnas byc przy mamie zaraz przed i po operacji. To nie sa rzeczy, ktore czlowiek powinien przezywac samotnie.
Zeby bylo bardziej optymistycznie - stopien zaawansowania nie wydaje sie byc wysoki, a wiec i szanse na calkowite wyleczenie sa bardzo dobre.
Tak na "oko" wyglada to na raka szyjki macicy w stopniu 1b. Stopien zaawansowania powinien byc zapisany w dokumentacji! Bo cos chyba mama dostala do reki, nie?
.
No wlasnie nie ma w tych wypisach ze szpitala zbyt wiele. Byla w szpitalu 2 razy- raz na tomografii komputerowej. I na wypisie ma N88.8 - guz szyjki macicy i opis tomografii ktory podalam. Drugi pobyt w szpitalu to lyzeczkowanie. Na wypisie ma cos jak
Nowotwor narzadow plciowych o niezidentyfikowanym pochodzeniu. Narzady plciowe nie zidentyfikowane
Dokladnie nie pamietam niestety bo podala mi to przez telefon. Nie chce poki co jeszcze raz pytac o szczegoly bo nie chce jej denerwowac przed ta operacja. Jak pisalam wczesniej mama sie troche podlalama ale teraz od kilku dni jest jakby lepiej-w weekendmama pojechala z kolezanka na wycieczke, na zakupy. Ciagle gdzies tam spotyka sie ze znajomymi i jest jakby w lepszym humorze. Moze to glupie ale nie chce w kolko jej pytac o to samo. Teraz czuje sie switnie, wyglada super dobrze (fryzjer itd) i wydaje sie korzystac z tych dni przed operacja i spedzac przyjemnie czas. To chyba lepsze niz zamartwianie sie bo to juz w niczym nie pomoze.
Jutro sama ide do ginekologa bo wyczulam u siebie jakies 2 male guzki polaczone ze soba w tylnym sklepieniu pochwy..jakby pod szyjka macicy, na laczeniu szyjki i pochwy. Kurzce to tez spedza mi sen z powiek (co widac po czasie moich wpisow). Niby nieszczescia chodza parami...mam nadzieje, ze w naszym przypadku tak nie bedzie.
Trzeba być dobrej myśli
Jeżeli chodzi o Twoją Mamę, tak naprawdę wiarygodny wynik będzie dopiero po operacji, po przebadaniu materiału histopatologicznego. Na pewno będzie mógł coś wstępnie powiedzieć lekarz po operacji, jednak wiążący jest wynik hist-pat. Wtedy zostanie zaproponowany schemat leczenia i będziecie wiedzieć na czym stoicie. Do tego momentu to takie gdybanie troszkę i domysły.
pozdrawiam i zdrówka życzę
[ Dodano: 2014-09-22, 08:38 ]
N 88.8 widnieje jako "Inne określone niezapalne schorzenia szyjki macicy" w spisie symboli chorób
_________________ Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
To ja ci poważnie odpowiem - skąd wiem ze to jest jakby pod szyjka macicy ? No wiem gdzie jest szyjka to potrafię powiedzieć czy to jest po prawej, lewej stronie czy pod. Czym to mozna wyczuc? - odpowiedz jest prosta - palcem wskazującym ręki prawej
Lekarzowi tez sie udało wyczuć i zlecił biopsję. Czekam na 'zaproszenie' do szpitala które ma przyjść pocztą.
Mama stwierdziła ze w szpitalu bedzie ja odwiedzać koleżanka i bedą pielęgniarki wiec lepiej żebym przyjechała pózniej jak juz bedzie wychodzić do domu bo bardziej jej sie przydam w domu bo tam bedzie sama. Mama idzie do szpitala w poniedziałek a ja lecę do polski w piątek na 10 dni.
Jak długo po operacji czeka sie na wynik histopatologiczny? (Mam nadzieje ze dobrze napisałam)
Poziom stresu jest spory ... Ale co zrobić - trzeba czekać
Na wynik czeka sie zazwyczaj ok. dwoch tygodni.
Dobrze, ze mama ma przyjaciolki, dobrze, ze sie juz troche otrzasnela z pierwszego szoku, ze z optymizmem patrzy na przyszlosc.
Co tu ukrywac, przed Wami jeszcze wiele trudnych chwil. Zycze, aby operacja przebiegla pomyslnie!
Mama miala operację niestety operacja się nie udała. Okazało się ze w lewym przymaciczu jest naciek aż do kości i nie usunięto nic. Pobrano tylko wycinki do badań.
Jestem w wielkim szoku - albo lekarz robiący tomografię nie patrzył, nie wypatrzył, nie umiał ... Albo choroba rozwija się tak bardzo szybko, ze w ciągu miesiąca od TK, który nie pokazał nacieków do teraz naciek doszedł aż do kości. Zamiast operacj bedą naswietlania- ale szczegółów jeszcze nie znam.
Mama została jeszcze w szpitalu bo lekarz chce dodatkowo pobrać tkanki do badań z wewnątrz szyjki macicy/macicy i zrobić jeszcze lyzeczkowanie.
Na moje pytanie kto jest lekarzem prowadzącym lekarz robiący operacje odpowiedział ze nie ma lekarza prowadzącego.
Proszę o poradę- jak to jest z tym prowadzacym? Na każdym oddziale jest inny czy pacjent ma jednego swojego od początku do końca leczenia ?
albo lekarz robiący tomografię nie patrzył, nie wypatrzył, nie umiał
Może nie tyle nie umiał czy nie patrzył, bo na pewno (tak uważam) badanie robił starannie,
co po prostu nie zawsze wszystko udaje się albo jest możliwe, by zostało na badaniu obrazowym uwidocznione.
Lilianna napisał/a:
Albo choroba rozwija się tak bardzo szybko, ze w ciągu miesiąca od TK, który nie pokazał nacieków do teraz naciek doszedł aż do kości.
Moim zdaniem to jest znacznie mniej prawdopodobne.
Lilianna napisał/a:
Zamiast operacj bedą naswietlania- ale szczegółów jeszcze nie znam.
Naciekanie nowotworu dochodzące do kości oznacza stadium zaawansowania choroby do stadium co najmniej IIIB
(Zalecenia (2013 r.), str. 280, tab. 5).
W tej sytuacji optymalne leczenie polega na radioterapii ('Zalecenia' j.w., str. 282):
Cytat:
IIB–IVA
Pierwotna RCTH jest postępowaniem z wyboru w stopniach od IIB do IVA.
Wyniki badań z losowym doborem chorych oraz ich metaanaliza wykazały przewagę RCTH nad samodzielną RTH u chorych na zaawansowanego miejscowo raka szyjki macicy. Leczenie skojarzone jest standardem postępowania o założeniu radykalnym u chorych w stopniach zaawansowania od IB2 do IVA. Korzyści z leczenia skojarzonego są znacząco większe u chorych w niższych stopniach zaawansowania (bezwzględne różnice w przeżyciach po 5-letniej obserwacji wynoszą 10% wobec 7% i 3%, odpowiednio u chorych z zaawansowaniem w stopniach IB–IIA, IIB i IIIB–IVA).
Podczas RCTH najczęściej jest stosowana cisplatyna w monoterapii (jednorazowa dawka 40 mg/m2 w odstępach 7-dniowych). U chorych z przeciwwskazaniami do leczenia cisplatyną można stosować karboplatynę lub RCTH bez pochodnej platyny. Radiochemioterapia zwiększa ryzyko powikłań żołądkowo-jelitowych oraz hematologicznych. Odległe powikłania leczenia skojarzonego są słabo znane.
Dane z jednego badania III fazy z zastosowaniem cisplatyny wraz z gemcytabiną w trakcie RTH i następnie — po zakończeniu — w fazie leczenia adiuwantowego wskazują na możliwość poprawy wyników leczenia przy zastosowaniu 2 leków łącznie z RTH.
Lilianna napisał/a:
jak to jest z tym prowadzacym? Na każdym oddziale jest inny czy pacjent ma jednego swojego od początku do końca leczenia ?
Na pewno najlepiej byłoby, aby [każdy] pacjent miał lekarza prowadzącego, koordynującego całość procesu leczenia od początkowej diagnostyki do zakończenia leczenia i także dalszą kontrolę i okresową obserwację.
W praktyce bywa z tym różnie - moim zdaniem jest (a przynajmniej może być) gorzej,
kiedy nie ma takiego jednego lekarza, który byłby najbardziej zorientowany w procesie diagnostyki i leczenia.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
To trochę zależy od ośrodka, ale niestety w większości nie ma jednego prowadzącego. Pacjent wędruje od specjalisty do specjalisty i każdy robi swoje. Normalna kolejność to ginekolog, chirurg onkolog, radioterapeuta (albo chemioterapeuta). Po zakończonym leczeniu na kontrolę zwykle chodzi się do tego który ostatni coś działał. W niektórych ośrodkach jest konsylium które decyduje o leczeniu, ale też nie ma jednego prowadzącego lekarza. Można spróbować prywatnych konsultacji - ale trzeba zrobić kopię całej dokumentacji.
Proszę o poradę- jak to jest z tym prowadzacym? Na każdym oddziale jest inny czy pacjent ma jednego swojego od początku do końca leczenia ?
Lilianna, tak.
Ordynator i lekarz prowadzący- to osoby odpowiedzialne za prawidłowy proces leczenia konkretnego pacjenta w oddziale. Lekarz prowadzący generalnie czuwa nad przebiegiem leczenia i terminowym wykonaniem badań. Współpracuje z ordynatorem, z pielęgniarkami z oddziału i innymi pracownikami szpitalnymi ( z pracowni diagnostycznych). Przychodzi indywidualnie na wizytę do chorego itd...
To właśnie lekarz prowadzący jest dostępny dla pacjenta / jego rodziny. To on najlepiej orientuje się w jej stanie zdrowia.
Taki model opieki medycznej na oddziale jest powszechny.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum