Witam Kochani, czy mógłby mi ktoś przetłumaczyć co to dokładnie oznacza?
cellulae neoplasmaticae maliguae epithelioides adenocarcinoma? mesothelioma?
Jakiś czas temu byłam na forum, ponieważ mój tato chorował, niestety już go nie ma...
A teraz mój kolega dostał taki wynik..od dzisiaj dostaje chemię guza ma w płucu i jakąś zmianę ogniskową w tym samym płacie i zmiany ogniskowe w węzłach chłonnych po tej samej stronie i mówi, że zostało tylko troszkę czasu, bo tego nowotworu nie da się wyleczyć, ale mi się nie chce wierzyć...
Pobrano mu 1,5 litra płynu z opłucnej.... i stąd te wyniki...
Proszę pomóżcie Kochani, czy jest tak, jak on mówi, czy po prostu on nastawia się na najgorsze...
Proszę
Proszę pomóżcie Kochani, czy jest tak, jak on mówi, czy po prostu on nastawia się na najgorsze...
Aby móc to stwierdzić potrzebne byłyby wyniki badań.
Wiesz może jaki schemat chemii kolega otrzymuje? Bo z cytologii płynu z opłucnej nie uzyskano jednoznacznej diagnozy z jakim nowotworem mamy do czynienia, gruczolakorakiem czy też mezoteliomą, ciekawa jestem więc na jakiej podstawie wdrożono leczenie i jakie.
Dziękuję za odpis, właśnie dostałam informację, że jest to rak niedrobnoziarnisty rak płuc - gruczolakorak (adenocarcinoma). Ma mieć 4 cykle chemii, jest przerzut do węzłów chłonnych i nie ma mowy o operacji...
Nie bardzo można się z nim dogadać jak się pyta o coś, mówi, nie wiem... jakby wszystko wypierał...
Ale jest dzielny...
A pytam czy to jest aż tak źle, czy jest szansa na wyzdrowienie czy raczej to jest chemia paliatywna, bo chciałabym pomóc im (żonie), ... jakoś z nimi rozmawiać... on ma świadomość, że to kwestia czasu...ale będzie walczył ale żona nie dopuszcza do świadomości, że jest aż tak źle...
właśnie dostałam informację, że jest to rak niedrobnoziarnisty rak płuc - gruczolakorak (adenocarcinoma).
Pobrano wycinek z guza do badania, że uzyskano jednoznaczną diagnozę?
Halinka75 napisał/a:
czy jest szansa na wyzdrowienie czy raczej to jest chemia paliatywna
W przypadku raka płuca samodzielna chemioterapia w zasadzie zawsze oznacza leczenie paliatywne. Tutaj, przy wysięku do opłucnej będącym wysiękiem nowotworowym, jest to niestety IV, najwyższe st. zaawansowania choroby, przykro mi.
Pobrano jakiś bloczek i badano płyn... miał i tomografy i biopsję i bronchoskopię. .... Nie myślałam, że aż IV stopień... że aż tak źle.... Mój tato miał właśnie IV stopień, ale miał płaskonabłonkowy i dużo guzów i przerzutów do wątroby, nadnerczy, głowy..., że mogłam jakoś poszukać w necie i znalazłam, że to IV stopień, ale tutaj aż mi się nie chce wierzyć... chłopak nigdy nie palił.... i tylko jeden guz i jakieś zmiany ogniskowe w tych węzłach.... reszta jest czysta... Jeju... dziękuję w każdym razie... A jak jest średnia przeżycia w tym typie nowotworu? Bo u taty miało być ok. pół roku i niestety tak było od i chemii do śmierci było 6 miesięcy... z czego ostatni miesiąc to praktycznie w łóźku....
i tylko jeden guz i jakieś zmiany ogniskowe w tych węzłach....
... oraz płyn w opłucnej będący wysiękiem nowotworowym (stwierdzono w nim kom. nowotworu złośliwego), co niestety wg TNM oznacza cechę M1a, a więc najwyższe stadium zaawansowania choroby.
Halinka75 napisał/a:
A jak jest średnia przeżycia w tym typie nowotworu?
Wszystko zależy od reakcji na podjęte leczenie, czy zadziała chemioterapia, czy nie będzie powikłań.
A mam jeszcze jedno pytanie, czy pozytywne myślenie i nadzieja pomagają w dłuższym przeżyciu, czy nie ma różnicy? Bo mój tata poddał się na starcie, miał schorzenie psychiatryczne wcześniej i nawet o nic nie pytał... tylko co lekarz kazał, to robił... ale nigdy nie pytał...ile mu zostało albo czy będzie bolało albo czy zmiany się cofają po chemii - zero zainteresowania... a mówią, że wiara czyni cuda, że jak sie myśli pozytywnie, to można pokonać chorobę...
czy pozytywne myślenie i nadzieja pomagają w dłuższym przeżyciu, czy nie ma różnicy?
Badań udowadniających pozytywny wpływ nadziei raczej nie ma (choć może trzeba poszukać), ale nie bez powodu psychologowie zawsze starają się wzbudzić w pacjentach siłę do walki i wiarę w wygraną. Nadzieja zawsze pomaga
...hmmm.. rozumiem, czyli jednak jest jakaś szansa, że będzie długo żył... bo mój tata chemię jako taką znosił bardzo dobrze, nawet guzy się zmniejszyły... z 8 cm na 2 cm... z 5 cm na 1,5 cm... ale jednak inne narządy siadały... jednak ten guz pierwotny rozsiewał ... na końcu było nawet w kręgosłupie, prostacie... po prostu wszędzie... ale mimo to chcieli stosować radioterapię - tylko nie wiedzieli od czego zacząć...
[ Dodano: 2012-10-03, 14:11 ]
No właśnie... nadzieja na pewno nie zaszkodzi.... strasznie się czuję, bo jest to bliski znajomy... i ma dziecko 4 letnie... sama kiedyś straciłam męża - ale to był wypadek, to jest szok... a później człowiek uczy się z tym żyć... ale jeśli ktoś jest chory i trzeba patrzeć na śmierć i nie można pomóc... to jest straszne... poza tym, jakoś nie mogę przestać o tym myśleć... a jak sobie przypomnę co mój tato przeszedł i jak na końcu cierpiał, to aż mi się robi słabo...
W każdym razie bardzo dziękuję za odpisy...
czyli jednak jest jakaś szansa, że będzie długo żył...
Tak jak pisałam wyżej - chemioterapia będąca jedynym leczeniem pacjenta z rakiem płuca jest leczeniem paliatywnym - wydłuża ona życie, ale nie wyleczy pacjenta na zawsze. Czasem udaje się wydłużyć czas przeżycia o miesiące, czasem o lata, należy jednak pamiętać, że tutaj mamy do czynienia z najwyższym zaawansowaniem nowotworu (przynajmniej na podstawie powyższych opisów, nie mamy wyników badań).
To, o ile chemioterapia przedłuży życie pacjenta, zależy przede wszystkim od tego, czy nowotwór jest wrażliwy na chemioterapię. Raki niedrobnokomórkowe są w max. 40% chemiowrażliwe. Należy więc poczekać na kontrolne TK w trakcie leczenia i wówczas będzie wiadomo jaka jest reakcja na chemię.
najgorsze jest to, że może on podchodzi tak jak ja z moim tatą... lekarz mi mówił, że tata dostaje chemię paliatywną - po prostu, żeby mniej bolało i żeby przedłużyć życie o kilka miesięcy zamiast kilka tygodni, że ich obowiązkiem jest leczenie do końca... mimo, że nie ma szans w ogóle w tym IV stadium- ale ja chciałam być mądrzejsza od lekarza i mówiłam że pewnie się pomylili albo , że zły lekarz i tylko tak mówią... zawsze mówią źle, że w razie czego nikt im nie zarzuci, że się pomylili... No ale cóż...
[ Dodano: 2012-10-03, 14:20 ]
No tak, rzeczywiście.... dziękuję i przepraszam, ze marudzę... Pozdrawiam serdecznie...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum