Ostatnia deska ratunku - rak jelita grubego z przerzutamk
Witam,
W największym możliwym skrócie nasza historia...
18 stycznia br moja żona urodziła synka przez cesarskie ciecie. Podczas zabiegu okazało sie, ze na jajniku jest cysta, która lekarz usuną. Wynik histopatu = gruczolakorak śluzowy.
W połowie lutego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie byliśmy na konsultacjach celem usunięcia narządów rodnych i pozbycia sie raka, jednak tam dalsza diagnostyka potwierdziła, ze guz na jajniku to tylko przerzut z jelita grubego, gdzie było ognisko pierwotne. Inne przerzuty stwierdzono juz tez w wątrobie, płucach i licznych węzłach chłonnych (jajnik był "czysty").
Biorąc pod uwagę powyższe, żona nie została zakwalifikowana do operacji i skierowana na chemioterapię. Ok. 20 lutego miała wszczepiony port, a w pierwszych dniach marca wzięła pierwsza serie chemii FOLFIRI.
Po 5 cyklach chemii TK jamy brzusznej wykażal zmniejszenie sie guza w jelicie oraz zmian na wątrobie, ale niestety znaczne powiększenie sie węzłów chłonnych. Pojawiła sie tez zakrzepica żył głębokich - przyjmujemy Clexane 100. Nasz lekarz prowadzący podjął decyzje o zmianie linii chemioterapii na FOLFOX4, w międzyczasie mieliśmy tez zlecone badania genetyczne, które wykazały mutacje w genie KRAS i brak korzyści z leczenia celowanego.
17 czerwca żona trafiła do szpitala z mocnym bólem głowy i tam kolejny cios - przerzuty do móżdżku i kilka ognisk w mózgu.
Nawet w tym momencie była w pełni normalnie funkcjonująca kobieta, zajmująca sie w 100% dzieckiem i domem.
Przed zlecona radioterapia całego mózgu byliśmy jeszcze w CO w Warszawie na konsultacjach w sprawie ew. operacji zmian w mózgu lub tez bardziej skutecznej i bezpiecznej metody radioterapii (cyber/gamma knife, radioterapia stereotaktyczna itp.). Niestety nikt nie widział w tym sensu.
11 lipca żona poczuła sie źle (wróciły mocne bóle głowy i doszły wymioty) i wyładowała w szpitalu (cały czas leczymy sie w Brzozowie, bo o tym zapomniałem napisać). Tam TK wykazał wzrost guzów w OUN, a po pierwszym dniu naświetlania pojawił sie mocny obrzęk mózgu, utraty świadomości i wodogłowie. 16 lipca żona została zoperowana na neurochirurgii w Rzeszowie - ma założona zastawkę dootrzewnowa odbarczajaca mózg.
20 lipca wróciliśmy do Brzozowa, dokończyliśmy naświetlania (w sumie 5 sesji). Od tego czasu żona jest wciaz w szpitalu. Jej stan jest w miarę stabilny, tzn. jest świadoma, samodzielnie je, z pomocą innych osób próbuje wstawać z łóżka i chodzić. Cały czas dostaje środki przeciwbólowe (obecnie Tramal, ale były dwa epizody morfiny), Mannitol, Helicid, elektrolity itd. Od kilku dni pojawiły sie tez bardziej smoliste stolce (biegunkowe, a teraz juz normalne), jednak gastroskopia nie wykazała niczego złego w górnej części przewodu pokarmowego.
Moje pytania:
1. Czy mamy jakiekolwiek szanse na opanowanie choroby i wydłużenie życia zony (zdaje sobie sprawę jak poważna jest sytuacja...)?
2. Czy sa jakieś metody/środki/leki, które mogą zonie pomoc, nawet na tym etapie choroby?
3. Czy operacja usunięcia guza pierwotnego jest jeszcze możliwa i czy dałaby nadzieje na życie zony (przy zakrzepicy)?
4. Czy poza granicami Polski sa nadzieje na opanowanie sytuacji?
5. Czy dotychczasowy sposób prowadzenia leczenia zony był prawidłowy i co mogliśmy jeszcze zrobić, aby było lepiej niz jest?
6. Wszelkie inne wskazówki, pomocne nam w obecnej sytuacji...
Bardzo, bardzo z gory dziękuje za odpowiedzi.
Pozdr
[ Dodano: 2015-08-12, 23:32 ]
P.S.
Żona ma 34 lata...
Mamy zmagazynowana krew pępowinowa, pobrana przy porodzie (moze to cos da).
Żona jest "wydolna narządowo", jak to określił lekarz.
W piątek miała podaną kolejny cykl FOLFOXa, mimo miesięcznej przerwy od poprzedniego razu.
TK głowy wykonany nieco ponad tydzien temu wykazał, ze zastawka jest założona prawidłowo i chyba działa. Poza tym, wiem, ze jest niby OK, cokolwiek to oznacza (brak dalszego wzrostu gozow), bo nie widziałem jeszcze dokładnego opisu.
Obawiam się, że przy tak rozsianej chorobie nowotworowej mimo stosowanego już leczenia, a dodatkowo przy istniejących powikłaniach, szansa na jej opanowanie jest niewielka..
Resekcja guza pierwotnego na pewno nie wchodzi w rachubę - rak jest rozsiany gdzie indziej i usunięcie samego guza nic nie da.
Czy jest więc coś, co możemy jeszcze zrobić, aby było OK? Naprawdę, będę wdzięczny za wszelkie wskazówki. Więcej szczegółów mogę w razie potrzeby przesłać w wiadomości prywatnej.
Czy rozmawialiście z lekarzem na temat rokowania??? To on powinien z Państwem omówić spokojnie i udzielić odpowiedzi na te pytania, jakże ważne, a nie internet.
Ależ oczywiście, ze tak.
Dodając ten post tutaj liczyłem raczej na informacje, których jeszcze nie usłyszeliśmy (co opisałem powyżej), a przede wszystkim zaś, na wymianę doświadczeń z osobami w podobnej sytuacji.
Wiem, ze z medycznego punktu widzenia nasze alternatywny sie juz niemal skończyły, ale przecież DUM SPIRO, SPERO, nieprawdaż?!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum