Moja mama miała 3 lata temu usuwaną pierś, histopat: carcinoma ductale invasivum mammae T1bN0M0 (9 mm), NHG3 niestety, potrójnie ujemny. Przeszla kurs 4 x doksorubicyna i cyklofosfamid. Wszystko było ok, ale niedawno okazało się, że wyszła "wznowa" w regionalnych węzłach chłonnych, po stronie, po której byla usuwana pierś. 2 węzły hypermetaboliczne, jeden 11 mm, drugi 20 mm. Bardzo bardzo proszę o informację:
1) czy to już uznaje się za przerzut?
2) rokowania
3) czy obecnie prowadzone są w Polsce bądz blisko za granicą jakies sensowne terapie eksperymentalne na raka piersi (nie chodzi mi o testowanie cud specyfików typu amigdalina czy inne takie), na kt,óre możemy się zgłosić. Czytałam o badaniach w Australii, ale to niewykonalne.
4) co zrobić, żeby tępić tego śmiecia jak najskuteczniej
5) jak często można wykonywać PET lub rezonans magnetyczny
Maminka jest młoda babka, twardziel jakich mało, ale my chcemy ją jeszcze bardziej wzmocnić. Dostanie w tej chwili chemię z cis-platyną, zobaczmy, co dalej. Położenie węzłów uniemożliwia ich usunięcie, w zw. z tym domyslam się, ze radioterapia na 100% będzie. Proszę, powiedzcie mi, co możemy jezcze zrobić, poza wsparciem psychicznym.
1. Wznowa (a z tą, według Twoich słów mamy do czynienia) to co innego niż przerzut.
Więcej informacji znajdziesz tutaj.
2. Nie potrafię dokładnie określić rokowania, choć jeśli jest brak możliwości wykonania usunięcia tych zajętych węzłów (pozostaje jedynie chemio- oraz radioterapia) to niestety jest to czynnikiem pogarszającym szanse na powodzenie radykalnego wyleczenia.
5. Obawiam się, że problemem może być przede wszystkim dostępność badań - czas oczekiwania w kolejce.
Pozdrawiam.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Dziękuję za odpowiedź!
Niestety otrzymałam od lekarza informację, że te węzły chłonne nie były regionalne, tylko dalszego piętra i w związku z tym nie jest to wznowa regionalna tylko normalny przerzut (choć w węzłach). Są to węzły: przymostkowy i podostrogowy. Czy na prawdę nie ma szans na wycięcie ich? Bo ze słów lekarza wyszło, że w przypadku rozsieu to nie to, że nie można, tylko nie warto. Bardzo mi się ta odp nie spodobała, bo chyba zawsze warto.
Poinformowana zostałam też, że te potrójnie ujemne z mutacji BRCA1 często są chemiooporne. Czy to prawda? Równiez czytalam opracowanie naukowe mówiące o tym, że przy tych rakach (BRCA1) warto podawać Tamoxifen, który mimo, że rak jest hormononiezależny, daje pewne pozytywne rezultaty. Czy to możliwe? Czy sami możemy kupić ten Tamoksifen za własne pieniądze?
Czy jest jeszcze szansa skutecznie to cholerstwo wykopać? Mama jest młoda, silna, zamierzamy walczyć, chcemy wiedzieć, o co.
Pierwsza rzecz jaką bym zrobiła to z całą dokumentacją zgłosiłabym się do jednego z renomowanych specjalistów od raka piersi. A druga to usiłowała z lekarzem wyjaśnić, co się "nie opłaca" i dlaczego, a czego nie można, też dlaczego, jeżeli nie można z lekarzem sensownie porozmawiać to należy go wymienić bez żadnych skrupułów. To czego żałuję najbardziej to to że zmieniłam lekarza za późno. Tamoxyfen jest tani, więc gdyby był sens go podawać to każdy lekarz by przepisał. Na forum możesz otrzymać ogólne informacje, szczegółowe wyjaśnienia pojedynczych kwestii, ale ustalić strategię postępowania w tym niewątpliwie trudnym przypadku może tylko dobry specjalista, mający całą dokumentację przed sobą i pacjentkę - ocenia stan ogólny i nastawienie psychiczne.
Czy na prawdę nie ma szans na wycięcie ich? Bo ze słów lekarza wyszło, że w przypadku rozsieu to nie to, że nie można, tylko nie warto. Bardzo mi się ta odp nie spodobała, bo chyba zawsze warto.
Nie warto. Nie wydłuży to czasu przeżycia. Paradoksalnie - może skrócić. Każdy zabieg chirurgiczny może się łączyć z różnego rodzaju powikłaniami, a onkologicznie takie postępowanie niczego by nie zmieniło.
To, że w badaniu widzimy zajęte przerzutowo 2 węzły chłonne wynika z ograniczeń jakimi niestety obarczona jest diagnostyka obrazowa. W sytuacji, gdy nie są to regionalne węzły chłonne - choroba jest uogólniona i ogniska nowotworu z całą pewnością znajdują się również poza owymi węzłami. Nie warto więc ze względu na interes pacjentki - taki zabieg niepotrzebnie by ją obciążył i przysporzył cierpienia nie dając nic w zamian.
niania napisał/a:
Poinformowana zostałam też, że te potrójnie ujemne z mutacji BRCA1 często są chemiooporne. Czy to prawda?
Tak, niestety. Jednak możliwe jest uzyskanie znaczącej remisji za pomocą chemioterapii I linii, problemem jest później jej utrzymanie.
niania napisał/a:
czytalam opracowanie naukowe mówiące o tym, że przy tych rakach (BRCA1) warto podawać Tamoxifen, który mimo, że rak jest hormononiezależny, daje pewne pozytywne rezultaty. Czy to możliwe?
Czy sami możemy kupić ten Tamoksifen za własne pieniądze?
To lek hormonalny osłabiający układ sercowo-naczyniowy, mogący przyczynić się do wystąpienia incydentów zakrzepowo-zatorowych i osłabiający kościec; przyjmowanie go na własną rękę -poza tym, że w przypadku TNBC jest to bezcelowe- jest po prostu niebezpieczne.
niania napisał/a:
Czy jest jeszcze szansa skutecznie to cholerstwo wykopać?
Na wyleczenie wg obecnego stanu wiedzy medycyny akademickiej - nie ma szans.
niania napisał/a:
zamierzamy walczyć, chcemy wiedzieć, o co.
Bardzo słuszna uwaga. Cele w tej chwili są dwa: 1.jak najdłuższy czas przeżycia 2.przy zachowaniu jego zadowalającej jakości. Obydwie sprawy są tak samo ważne.
I między innymi dlatego nie warto skazywać mamy na leczenie operacyjne wycinania pojedynczych węzłów przerzutowych (nie wydłuży czasu przeżycia a pogorszy jego jakość).
pozdrawiam ciepło.
Skąd pewność, że te ogniska są gdzieś indziej? Chyba na 100% nie można tego stwierdzić? Węzły wyszły w badaniu PET, reszta czysta - o ile się orientuję, to najczulsze badanie dostępne?
A co, jeżeli rakowi na razie udało się zatrzymać tylko w węzłach chłonnych a jeszcze nie zaczepił się gdzieś indziej? Wycięcie ich plus chemia, która wybije wszelkie mikroprzerzuty może dac szanę jakąś. Nie wycięcie > chemia wytłucze tylko część komórek z węzłów, te co zostaną w węzłach odrosną i coś jednak zasieją (zakładam wersję optymistyczną, że na razie nic nie ma) i wtedy faktycznie jest problem.
Przekonywująco brzmią artykuły o PARP, chciałabym spróbować to załatwić dla mamy do cis platyny. Avastin - w tej sytuacji nie ma co chyba zastanawiać się, może akurat te parę % skuteczności będzie akurat tyle, co byłoby potrzebne. I tu mam pytanie - czy lekarze mogą zastosowac je obecnie w podawanej chemii? Czy musimy pisać specjalny wniosek? dopłacać? Co mam zrobić, żeby to załatwić? W poniedziałek idę do innej lekarki onkolog, bo obecny jest niekomunikatywny, nie wspomniał o w/w możliwościach.
Dum Spiro, napisałaś, że możliwe jest uzyskanie znaczącej remisji w 1 rzucie chemii. Dlatego myślę, że pierwszy atak powinien być jak najbardziej intensywny, z wielu możliwych stron - chemia + PARP i/lub avastin + radio (a najlepiej wywalić te węzły - czy ), ponieważ rak nie ma jeszcze odporności na te leki i jest słabszy. Czy nie mam racji?
przymostkowy na poziomie chrzastki żebrowej żebra 2-go i podostrogowy - czy operacja może być utrudniona z powodu ich położenia czy tylko czynnik "nie warto' brany jest tu pod uwagę?
DSS, tu zacytowałaś właśnie artykuł, który czytałam. W nim napisane jest o chemoprewencji tamoksifenem przy BRCA1, mimo hormononiezależności raka (cytat pt.
Cytat:
Zasady leczenia pacjentów z rakiem piersi i jajnika z mutacją genów BRCA
Więc może jednak?:)
Richelieu, właśnie zauważyłam, że Ty jesteś opiekunem tego działu, czyli wszelkie moje pytania powinnam zwracać do Ciebie:) Przepraszam za niedopatrzenie:)
Bardzo bym się cieszyła, gdyby odezwał się ktoś w sytuacji podobnej do mojej maminki... Na razie szperam po forum.
gaba58 - dzięki też za wpis wcześniej, byłam już u 3 lekarzy.
[ Komentarz dodany przez: Richelieu: 2010-08-30, 17:29 ] Nianiu, tylko nie przeceniaj mnie, proszę.
DSS, tu zacytowałaś właśnie artykuł, który czytałam. W nim napisane jest o chemoprewencji tamoksifenem przy BRCA1, mimo hormononiezależności raka (cytat pt.
Cytat:
Zasady leczenia pacjentów z rakiem piersi i jajnika z mutacją genów BRCA
Więc może jednak?:)
Uściślijmy zatem o czym mamy dyskutować:
o prewencji (czyli zapobieganiu) czy o leczeniu już istniejącego procesu nowotworowego? Tak się bowiem składa, że te dwie sytuacje są klinicznie odmienne.
Witaj Ja tez mam podobna sytuacje chorobowa jak Twoja mama.Tez brca1 .Jestem juz po jednym leczeniu , a obecnie niestety czeka mnie powtórka . Ale najważniejsze to sie nie załamać. Napisz co interesuje odnosnie choroby Ciebie lub mame, może bede mogła coś pomóc.Pozdrawiam.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum