Nie pisałem, bo po diagnozie zapomniałem o tym forum.
Niestety historia kończy się tak jak wiele w tej części forum.
Tata zmarł 10 sierpnia 2015.
Dziękuję wszystkim za szybkie i fachowe odpowiedzi, oraz za wsparcie.
Opiszę chorobę dla potomności, może ktoś z tej historii wyciągnie coś dla siebie.
Choroba wyglądała tak:
Wycinki okazały się drobnokomórkowym rakiem płuc - przypadek nieoperacyjny.
Leczenie chemioterapią, jak i badania TK i MR udało się rozpocząć/wykonać w połowie stycznia - po tygodniu od otrzymania wyników.
Wyniki: guz płuca prawego niewielki przerzut na kręgosłup, nieznane ognisko o wielkości 9mm na wątrobie.
Leczenie:
- Jednorazowa radioterapia na kręgosłup
- Chemioterapia 6x co 3 tygodnie.
Wyniki:
Po 3 i 6 tygodniach leczenie bardzo pomogło, ustąpiły wszystkie objawy, pozostały jedynie obiawy bezpośrednio związane z chemioterapią.
po 10 tyg. kontrolna tomografia, a w jej wyniku zmniejszenie guzów na płucach o ponad 50%, zmniejszenie guza na kręgosłupie i stwierdzenie braku jego wzrostu. Zacienienie na wątrobie powiększone do 13mm
po 19 tygodniach - koniec maja (po ostatniej dawce chemioterapii) wróciły lekkie objawy jak kaszel, ale nie były intensywne już do śmierci.
Po chemioterapii wskazanie na TK kontrolne po 6 tygodniach (przedłużyło się do 9 tygodni).
Samopoczucie chorego ani dobre ani złe - stabilne, pozwalało na normalne życie (w tym np. jazda samochodem). I tak było do końca lipca.
W sierpniu objawy już wcześniej pojawiające się zaczęły się nasilać. Jak się później okazało były to objawy związane z niewydolnością wątroby, a guzek wielkości 13mm w kilka tygodni zajął całą wątrobę. (Badanie USG to wykazało, na TK Tata niestety nie doczekał).
Tata prawie do końca życie zachował aktywność, wydawało się, że jeszcze pożyje, a stopniowe pogarszanie stanu zdrowia od sprawności, aż do niemożności wstania z łóżka trwały niecały tydzień.
I tak nie rak płuc okazał się śmiertelny ale jego przerzut i konsekwencje z nim związane.
Niestety pomimo niemal pewności śmiertelności raka w IV stadium do końca mieliśmy nadzieję na powrót do zdrowia. Innym, którzy spotkają się z podobną sytuacją polecam zamiast na wyleczeniu skupić się bardziej na wykorzystaniu pozostałego czasu jaki pozostał naszemu bliskiemu choremu, ale także nam, bo życie każdego z nas może się skończyć niespodziewanie w ciągu kilku miesięcy, a na tę chorobę często nie ma mocnych.
Pozdrawiam i trzymajcie się. Obym już na to forum nie musiał zaglądać.