Witam! Pokrótce historia mojej mamy.Wróciła z zagranicy 02.03 i od razu udała się do lekarza rodzinnego z przeraźliwym kaszlem. Prócz kaszlu była bardzo słaba...wręcz trudno jej się wchodziło po schodach.Pani lekarz rodzinny osłuchała i przepisała AMOCIKLAF.Zaczął się horror kaszlowy.Mama wręcz musiała ubierać podpaski bo za każdym razem popuszczała.Kaszel zmienił się na taki odrywający.Po tygodniu znowu osłuchała i powiedziała że jest lepiej ale zrobimy zdjęcie rtg.Zdjęcie sugerowało powiększone serce i zmianę sugerującą zapalenie płuc w prawym płucu.Konsultacja pulmonologiczna.Dalej brać amociklaw. W trzy dni załatwiłam konsultację.Profesor z oddziału pulmonologicznego w Zabrzu obejrzał zdjęcie i powiedział "nie ma że święta proszę do szpitala , tu jest ewidentna zmiana"Tak więc w środę przed świętami stawiła się na izbie przyjęć i praktycznie w drzwiach lekarz przyjmujący powiadomił ją że ma powiększony węzeł chłonny szyjny i to już jest na pewno przerzut nowotworu, patrząc na zdjęcie, które mama przywiozła ze sobą również powiedział że to już ewidentny nowotwór.(mama przyznała mi się do tego dopiero dziś) Została przyjęta na oddział ...i do wtorku po Świętach tylko leżała ze swoimi lekami tj ACC i wziewy ASARIS, które Pan Profesor zapisał jak byliśmy na konsultacji. Acha jeszcze jak byliśmy na konsultacji kazał odstawić antybiotyk bo po dwóch tygodniach brania i tak już nie działał.Tak więc miała TK we wtorek,w środę biopsję cienkoigłową tego węzła szyjnego (która albo była źle zrobiona albo faktycznie nic nie wykazała bo lekarz tylko od niechcenia powiedział mamie przelotem...w biopsji nic nie wyszło) Dziś miała bronchoskopię. Wynik w środę.
Lekarz poświęcił mi dziś pół godz i powiedział że to już praktycznie koniec (na podst TK) Może z miesiąc,może dwa. Jeszcze zobaczymy z jakim nowotworem mamy do czynienia.To ewentualnie pomyślą co dalej. Szanse na przeżycie 1%. Operacja nie wchodzi absolutnie w grę.
Bardzo proszę zerknąć na te wyniki no bo w sumie widzę że są beznadziejne..jak na laika...tylko moja mama od czasu kiedy była w domu przed szpitalem odzyskała siły,duszności niema,kaszel jest ale bez porównania,niema świstów w płucach,a były takie że bałam się do niej dzwonić bo słyszałam ten oddech w słuchawce, już się nie męczy idąc po schodach, nie schudła ani pół kg (każdy kto ją bada o to pyta)jedynie co robi to zrywa jej się biała wydzielina i ją wypluwa.
W środę idzie do domu.Ma wrócić do szpitala w kolejny wtorek na konsultację onkologiczną...ale ja już ją zabieram na takową w czwartek....Czy ktoś coś? Z góry dziękuję
Może jest jakiś cień nadziei na jakąś próbę leczenia...i czemu jej się polepsza jak powinno pogarszać?
Pozdrawiam Iza