1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Rak trzonu macicy jasnokomórkowy zaawansowany |
Klaudia11
Odpowiedzi: 26
Wyświetleń: 12124
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2018-01-31, 17:43 Temat: Rak trzonu macicy jasnokomórkowy zaawansowany |
Absolutnie nie chodziło mi aby Pani postawiła się bo którejś ze stron i nie oczekiwałam wtracania się w problemy rodzinne. Ja nie toczę walki z bratem. Straszna jest tylko ta niepewność czy zrobiło się dobrze, czy zrobiło się wszystko- takie uczucia się pojawiają gdy się jest oskarżanym. Przepraszam, poczułam po prostu potrzebę napisania, wylania tego z siebie, zrobiłam to po raz pierwszy od dwóch lat,od śmierci mamy. A teraz widząc starania mojego brata, że szukałł tutaj ratunku dla mamy, chciał poznać wszelkie możliwości bardziej go rozumiem, robił to tylko w inny sposób. Pozdrawiam serdecznie. |
Temat: Rak trzonu macicy jasnokomórkowy zaawansowany |
Klaudia11
Odpowiedzi: 26
Wyświetleń: 12124
|
Dział: Nowotwory piersi i ginekologiczne Wysłany: 2018-01-29, 23:47 Temat: Rak trzonu macicy jasnokomórkowy zaawansowany |
Witam. Trudno uwierzyć ale przez przypadek trafiłam na Wasze forum,poszukując odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Dołączam się w tym miejscu ponieważ jak widzę mój brat opisuje tu chorobę też mojej mamy- tak jak mówiłam weszłam tu przypadkowo i nie wiedziałam że zasięgał u Państwa opinii.
Niestety śmierć mamy spowodowała, że to ja jestem przez niego obwiniona za jej odejście, w związku z tym, że zaufałam lekarzowi - zresztą jedynemu który chciał się podjąć opieki nad mamą- nie był to lekarz onkolog- co cały czas podkreślał, lecz lekarz od leczenia bólu. Jeśli chodzi o chemioterapię to ordynator oddziału powiedziała mi, że najważniejsze jest przed terapią aby opanować ból i by mama miała siłę, żeby sie jej podjąć. Ja wiem, że chemioterapia to nie lek ale trucizna która przy okazji może zabic tez raka- ale nie tylko. Skupilismy sie na leczeniu bólu. Najpierw tak jak brat pisał mama brała leki doustnie, ale z jedzeniem było cały czas kiepsko. Pojawiły sie też wymioty, jeszcze zanim trafiła do szpitala na tak zwale wzmocnienie. Nie ukrywam, że po pierwszych kroplówkach stan był wyśmienity, ale po paru godzinach znowu wystąpiy wymioty, nie była w stanie pić nawet wody bo pojawiały sie wymioty brunatne, przypominajace fusy. Nogi spuchły i pojawiły się przeciekanie płynu przez skórę. Po tygodniu lewatyw w końcu nastapiło wypróznienie co bardzo mnie ucieszyło, bo myslalam że to zastój w jelitach powoduje wymioty. Mama dostawała już w szpitalu morfinę ale co 6 godzin, niestety na kolejne dawki mama czekała ze strasznym bólem. W szpitalu pojawiły sie też majaczenia. Nasz lekarz powiedział że po prawidłowym ustaleniu dawkowania morfiny- co 4 godziny, i po powrocie do domu te objawy ustąpią. Niestety po powrocie do domu okazało się, że podawanie morfiny nie działa, po jej podaniu mama mówiła, że boli ją 8 na 10. Dowiedziałam się od lekarza że może morfina nie działa, że to bóle neuropatyczne, więc by mama pomimo nieustępujacego bólu jednak go nie czuła to wprowadzilismy ketaminę. Wymioty były cały czas. Nutridrinki czy herbatę mama natychmiast zwracla. lekarz zdecydował sie załozyć sondę. przy jej zakładaniu widziałam jak chyba z litr tej czarnej mazi sie wylewa. Mój brat uważa, że podawanie przeze mnie ketaminy spowodowało to że mama nie mogla siepoczuć na tyle dobrze by przystapić do chemioterapii. Nie miałam sumienia, żeby sie na chemioterapię zgodzić, bałam sie że mama tam umrze zamiast w swoim domu z nami. Mama przez prawie 2 tygodnie nie jadła i miała podłączona kroplówkę z glukową podskórnie, chociaż w szpitalu jak poprosiłam o podskórne zawadnianie to powiedziano mi że nie ma takiej metody. Pisze to równiez dlatego, że jesli czytają to lekarze prowadzący hospicjum to niech wiedzą że członkowie rodziny muszą też być przez nich przygotowywani na najgorsze. Ja zamiast siedzieć przy łółku mamy musiałam brata przekonywać że nie chce jej zabić, a pielęgniarka z hospicjum która nie zgadzała sie z zastosowanym leczeniem powiediała mi ze to przeze mnie mama umrze, że przeze mnie nie chce do niej przyjść inny lekarz. Nie potrafie się z tym pogodzić. Tracąc mamę straciliśmy całą rodzinę |
|
|