1. Link do strony z możliwością wsparcia forum:
https://pomagam.pl/forumdss_2020_22
2. Konta nowych użytkowników są aktywowane przez Administrację
(linki aktywacyjne nie działają) - zwykle w ciągu ok. 24 ÷ 48 h.
|
|
Autor |
Wiadomość |
Temat: Tata umiera, a ja nie umiem z nim rozmawiać |
Sybel
Odpowiedzi: 6
Wyświetleń: 5434
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2017-08-19, 09:13 Temat: Tata umiera, a ja nie umiem z nim rozmawiać |
Dzięki gaba, przypuszczam, że coś takiego chciałam przeczytać, ale szukałam tego z cudzej strony...
Thiassi, na myśl o takiej rozmowie mam ochotę zwymiotować - dosłownie. Dzięki ojcu z kimkolwiek związałam się mając 24 lata - wcześniej bałam się mężczyzn i tego, że mogą poniżyć. Nie mam w sobie wybaczenia. Żal mi go, bo na takie cierpienie nikt nie zasłużył, ale tak samo żal mi męża znajomej, który w ostatnim czasie również został zdiagnozowany (również za późno, bo się nie przyznawał). Relacja w rodzinie była jego zasługą - nie było go 20 lat, a jak był, pomiatał nami, a wynosił na piedestał kuzynostwo. Podkreślał, jak nami gardzi, jak nie mamy żadnej wartości, jakimi zerami jesteśmy - jedyne, które skończyły studia, mają dobrą pracę, rodzinę, ale wtedy byłyśmy zerem.Nie wiem, nie mam odwagi teraz tego z nim rozliczać, w ostatnich tygodniach wypuszczać szamba na powierzchnię. Przyprowadzam wnuki, które z nim dużo rozmawiają i daję mu szansę zostać zapamiętanym jako dziadek, który był dla nich fajny nawet, jak już nie móŋł się ruszyć. Czy to dobra droga, czy zła - nie wiem, ale muszę spróbować, żeby miał jedno pokolenie dzieci, których nie skrzywdzil. |
Temat: Tata umiera, a ja nie umiem z nim rozmawiać |
Sybel
Odpowiedzi: 6
Wyświetleń: 5434
|
Dział: Psychoonkologia / emocje w chorobie nowotworowej Wysłany: 2017-08-18, 21:23 Temat: Tata umiera, a ja nie umiem z nim rozmawiać |
Mój tata ma 60 lat i umiera. Od grudnia wiemy, że to gruczolakorak jelita grubego z przerzutami, gdzie się da. Mama o niego bardzo dba.
A ja? NIe umiem się odnaleźć, mam 33 lata, dwoje dzieci, męża, dom, pracę... Z ojcem przez całe życie kontakt był żaden lub zły. Teraz czuję się jak świnia ostatnia, ale nie umiem z nim porozmawiać o czymkolwiek bardziej zaawansowanym, niż to, co akurat ogląda w TV, nie dłużej, niż kilka - kilkanaście minut. Nigdy nie mieliśmy wspólnych tematów, ale w sumie na początku próbowałam jakoś naprawiać relacje. Teraz... Teraz chcę, zeby to się skończyło. I egoistycznie i z myślą o nim, o mamie.
On już nie siada, nie może przewrócić się na bok, powoli znika. Trzyma się tylko swojego ukochanego przyjaciela - alkoholu.Psychicznie wrak. Na rehabilitanta z hospicjum się nie zgodził, na psychologa też nie. Ja przeszłam okres załamania, włącznie z poczuciem, że mam zawał, kiedy był diagnozowany i okazało się, że nie ma na nic szans. Potem ogromny żal, strach, akceptacja, a teraz... Nie wiem, oziębłość? Nie mam już siły na emocje. No po prostu nie mam. A jednak widać coś tam jest, skoro piszę - może wstyd, że taka zła córka ze mnie, że tyle się mówi o byciu przy chorym, o wsparciu, ale jakkolwiek bym nie próbowała, zawsze słyszę, że on już jest trupem, jego to nie obchodzi, po co mu to, czy tamto mówię. NIe wiem, czy jeszcze próbować. Żal mi mamy, działa wokół niego na każdy gwizdek, całe życie sama o nas i dom dbała, na niego nie mogła liczyć, a teraz staje wspaniale na wysokości zadania i dba o niego, jak tylko potrafi.
Podsumowując: nie radzę sobie, błądzę między "poprawną" postawą, własnym zmęczeniem, rezygnacją. Nieco schizofreniczne i nie wiem, jak postąpić w tej sytuacji... |
Temat: dziedziczność raka jelita |
Sybel
Odpowiedzi: 9
Wyświetleń: 7672
|
Dział: Choroba nowotworowa / pacjent onkologiczny Wysłany: 2017-08-18, 21:07 Temat: dziedziczność raka jelita |
POdbijam wątek. Mojej mamie 7 lat temu dzięki kolonoskopii usunięto gruczolakoraka jelita grubego, zanim zezłośliwiał. Jest cały czas pod opieką lekarską, ma co rok, czy dwa kolonoskopię.
Mój ojciec jest natomiast w terminalnym stadium gruczolakoraka z dwoma przerzutami do wątroby (w grudniu 9 i 13 cm), rozsianymi zmianami w otrzewnej, wspominał tez o prostacie, podejrzewamy żoładek - obecnie już nie chodzi, nie siada, powoli zanika możliwość przewrócenia się na bok, zbliżamy się do stanu wegetatywnego. 7 lat temu mama prosiła, żeby z nią poszedł na badanie, ale odmówił...
Do sedna: z obu stron obłożenie, więc jak rozumiem, mam ogromne szanse na ten nowotwór, zgadza się? Z historią rodziny obojga rodziców powinnam udać się do centrum onkologii i poprosić o badania? Jakie konkretnie?
Dodam, ze mam 33 lata, preparat do przygotowania się do kolonoskopii i skierowanie na badanie mam, muszę tylko termin zarezerwować, pewnie jesienią zrobię (teraz nie mam siły uczciwie mówiąc...).
Jeszcze jedno - wiem, ze choroba pojawia się po 50 roku życia, ale mam dwoje dzieci: 3 i 5 lat, zdaję sobie sprawę z zagrozenia dla nich w przyszłosci, badanie genetyczne można zrobić wcześnie, czy dopiero, gdy będą pełnoletni? |
Temat: Proszę o pilną odpowiedź |
Sybel
Odpowiedzi: 154
Wyświetleń: 62401
|
Dział: Nowotwory przewodu pokarmowego Wysłany: 2017-04-25, 13:37 Temat: Proszę o pilną odpowiedź |
Agulka, współczuję.
Mamy taką samą sytuację z Tatą.
16 grudnia przyjechał z UK na Gwiazdkę - słaby, wychudzony, siny, nie chciał się przyznać, że coś się dzieje. 18 grudnia mama wezwała karetkę, gdzie załoga ją opieprzyła, ze dlaczego nie podała mu na ból brzucha no spy. Zabrali go do CKD w Łodzi, 22.12 został zoperowany. Wyszedł nieoperacyjny gruczolakorak jelita grubego z przerzutami do wątroby (9 i 13 cm), z zajętym jelitem cienkim, z licznymi ogniskami w otrzewnej. Stomia z poprzecznicy i skierowaie na chemię, na którą tata sie nie zakwalifikował, bo miał gorączkę, był bardzo osłabiony, spocony, gorączkujący. Zrezygnował z chemii i w tej chwili jest na podobnym etapie, jak Twój Mąż.
Dostaje leki przeciwwymiotne i dzięki temu funkcjonuje, ale jest słabszy z dnia na dzień. Jz prawie nie wstaje. Jest po opieką hospicjum domowego - co tydzień ma odwiedziny wspaniałych pielęgniarki i lekarki. Genialne, ciepłe kobiety, szybko reagują, doradzają, a tata jest cały czas w oswojonej przestrzeni, z kochanymi psami, z odwiedzinami wnucząt - panicznie boi się szpitali, dla niego to piekło na ziemi, więc mama obiecała, ze żadnego hospicjum, czy szpitala, że umrze w domu. Hospicjum domowe może nie jest idealnym rozwiązaniem, bo większość ciżkiej pracy pozostaje w rękach rodziny, ale na pewno to dobre rozwiązanie dla chorego, szczególnie tego, który boi się szpitala, a ten komfort wydaje mi się mieć ogromną wagę. To tylko sugestia, najlepiej znasz swoją sytuację.
Życzę bardzo dużo siły i ściskam mocno, wiem, jakie uczucia Ci teraz towarzyszą, bo jesteśmy na tym samym etapie. Szukając dla męża pomocy pamiętaj o tej wątłej granicy między naszą chęcią ratowania ukochanych za wszelką cenę i uporczywym podtrzymywaniem. Sama długo łapałam się na tym, ze na każdy temat mówiłam mamie, że trzeba wezwać karetkę, a potem poadało pytanie "i ja oni, czy spzital pomogą? tata przecież będzie się bał, będzie cierpiał w sali pełnej cierpiących ludzi". Cholernie to trudne. |
|
|