Proszę o pomoc, poradę, może coś się jeszcze da zrobić. W dużym skrócie:
Mój dziadek, lat ponad 70 , nagle zachorował, schudł. okazało się że to rak złośliwy jelita grubego (który 'oplata je', a nie znajduje się w środku przez co wykrycie go było nie możliwe) z przerzutami w dużym stopniu na wątrobę, kręgosłup i trochę na żołądek. Lekarze ani w moim mieście ani we Wrocławiu nie dają szans, nie chcą leczyć. Kazali tylko dawać kroplówkę i leki przeciwbólowe (chociaż na razie dzięki Bogu nic go nie boli aż tak mocno), jest w domu. Lekarze stwierdzili że operacje zrobią, ale dopiero jak rak zatka całkiem jelito (zaciśnie), a chemia by go zabiła.Jeszcze równo tydzień temu mógł sam kierować autem, bez problemów, jedyne co to schudł i stracił apetyt, w niedzielę jak pamiętam sam podjadał ziemniaki, kurczaka co sama widziałam, był bardziej przytomny. Obecnie ciągle leży w łożku, nie wstaje, NIC! nie je, jest słaby, nie kontaktuje. Stało się to tak nagle. Z badań wynika że ma ciśnienie dziecka, serce lepsze niż niejeden 30-latek, ogólnie wszystko zdrowe i pewnie nic by go nie zmogło jeszcze przez długie lata... to była na prawdę żywy, ruchliwy, pracujący od rana człowiek, pełen zdrowia, na nic nie chorował, lekarza w ogóle nie odwiedział.
Jakaś pomoc? mam mieć jakieś nadzieje ? może szukać czegoś poza lekarzami, jakieś zioła, soczki (polinesian noni- co o tym ??)
Gdzie była przeprowadzana diagnostyka? U kogo we Wrocławiu była konsultacja? Rak jest niestety bardzo zaawansowany :( i musiał się rozwijać dłuższy czas bezobjawowo...
Co do noni... szkoda kasy, ten 'cud-sok' w USA stoi w marketach na półkach sklepowych - ot, sok owocowy z witaminami i tyle za ok.10$...
hmmm... to jak dr. Bebenek się operowania nie podjął (a jest wybitnym specem w raku jelta grubego) to wątpię żeby ktokolwiek się zabiegu podjął (zresztą są mnogie przerzuty) - jeśli guz 'zamknie' światło jelita to zabieg tylko paliatywny, celem przywrócenia drożności jelit.
Co do jakiegkolwiek leczenia onkologicznego (chemia, radioterapia) to ja się nie wypowiem, czy jest sens i czy takie leczenie może zaszkodzić w tym stanie Dziadkowi. Może spróbujcie konsultacji u dr. Judy we Wrocławiu w DCTK - poradnia na ul. Muchoborskiej.
Szczerze - szanse są niewielkie niestety. Warto zadbać o dobre leczenie przeciwbólwe i skontaktować się z hospicjum.
Pozdrawiam
Spróbuje skontaktować się na pewno. Dzięki za rady, a i zdaje sobie sprawę, że wyleczyć się nie da, chciałabym tylko móc to jeszcze utrzymać jakiś czas, pare tygodni bez bólu na tyle, na ile się da, niestety nie jest ciekawie, bo kręgosłup zaczyna mocno boleć, a plastry które dostaliśmy niewiele dają.
Jeżeli ból nie ustępuje zgłoście się do Poradni Leczenia Bólu.
Tam są specjaliści i coś na pewno poradzą.
Dokładnie tak. Sama jestem pod opieką takiej poradni, zgłoście się tam ( może Was skierować zarówno onkolog albo Wasz lekarz rodzinny) a na pewno ustawią Dziadkowi leczenie. U mnie tez trochę to trwało ale teraz oprócz plastrów biorę inne leki i jest w miarę dobrze.Jak się pogarsza, idę do poradni i znowu Pani doktor coś kombinuje.
Jakie plastry ma dziadek i w jakiej dawce?Czy wogóle nie pomagają czy działają tylko czasem?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum