Niestety tak juz jest przy tej chorobie.
Mysle ze powinnienes zaufac lekarzom, oni maja dystans do tego, stoczyli juz nie jeden taki boj.
Tata walczy ze smiertelna choroba, taki jest fakt, nikt i nic juz go nie wyleczy, chyba ze CUD, ktorych nie wiele do tej pory widzialem na tym forum.
Ciezko sie z tym pogodzic, wiem o tym, ja tez przez to szlem, tez byl moment buntu, dzis wiem ze lekarze mieli racje.
W naszym wypadku chemia nie zadzialala, ja nie naciskalem, nie moglem zrozumiec, w glowie bylo tysiac mysli, powiedzenie do lekarza ze "bawi sie w Boga", itp,itd..
Wytlumaczono mi kilka podstawowych faktow, dzis wiem ze gdybym naciskal to bym pozalowal ze zamiast spedzic z nim czas w domu, ja wozilem go po poradniach ktore nic nie daly.
Chemia strasznie oslabia, nie sadze abym chcial aby przezyl dwa czy trzy tygodnie dluzej lezac oslabiony w lozku.
Ja patrzylem na to 4 dni, na koncu byl tak slaby ze nie mial sily uniesc powieki, nie uwazam tego za zycie, i nie mogl bym spojrzec w lustro gdyby dzieki mnie tesc wegetowal dlugo.
Trwalo 4 miesiace, ale bylo to zycie, jdl co chcial, pil co chcial, nawet od czasu do czasu piwko strzelil...
Dzis postapil bym tak samo, ale to tylko moje zdanie, moj wybor.
Jezeli masz ochote przeczytaj moj watek
http://www.forum-onkologi...ami-vt12658.htm
Pozdrawiam Serdecznie