Moja babcia ma prawie 98 lat, od wielu lat żyje z rakiem płuc- gdy go rozpoznali miała ponad 80 i było już za późno na wszelkie leczenie- mimo to w niezłej kondycji dożyła 97 urodzin.
Później było już tylko gorzej- nie żeby nagle-tylko dzień po dniu widzę jak gaśnie. Wiele nocy nasłuchiwania, wiele poranków zaczynanych od sprawdzenia czy babcia oddycha:-( widać taki mój los. Moja mama umarła na raka - był pod opieką hospicjum domowego i nasza- gdy odchodziła trzymałam ja za rękę.
Teraz jestem zmęczona- mam poczucie jakby moje życie zależało od czyjejś śmierci.
Wczoraj u babci był ksiądz- a dzis 39 stopni gorączki, nie mówi, nie sika....nie siada- od rana nic nie zjadła.
A ja tylko myślę o tym co powiedział ktoś znajomy "babcia od dawna czeka na pojednanie z Bogiem" by odejść.
I dziś się tak czuje jakbym wczoraj wraz z księdzem zaprosiła do domu śmierć.
Mam nadzieje, że to tylko kolejny gorszy dzień - mimo czasu , mimo wieku, mimo choroby, mimo wszystko ja nie jestem na to przygotowana.
Nigdy nie jesteśmy przygotowani na odejście kogoś bliskiego, ale bliscy odchodzą , tak jest poukładany ten świat. Nie zaprosiłaś do domu śmierci, jeżeli ona przyjdzie, to znaczy, że nadszedł czas, Twoja babcia miała długie życie, które nie każdemu jest dane.
Trzymaj się dzielnie.
Ściskam.
Dziękuje:-) niby fakty oczywiste
Ja myślę, że najbardziej babci nie pozwalam odejść JA, panicznie boję się życia gdy babci zabraknie.
Ostatnich 7 lat spędziłam na wychowaniu dzieci i opiece nad umierającą najpierw mamą-teraz babcią- gdy babci zabraknie moje życie będzie musiało się zmienić (dzieci niemal podorastały) a ja stracę cel i sens. Już kilka razy były dni czy noce gdy było bardzo źle- kiedyś przyjechało pogotowie i jednoznacznie kazali nam się z babcią pożegnać- siedziałam z babcią i wciąż powtarzałam że bez niej sobie nie poradzę- i rano stawał się cud- babcia czuła sie lepiej- tak juz było kilka razy.
Jestem tchórzem- idę spać- mam nadzieję, że nowy dzień znów przyniesie małe cuda i znów kolejnych kilka tygodni spokoju. Tylko czy ja powinnam być taką egoistką?
Nie, nie powinnaś być egoistką i nie jesteś nią, po prostu kochasz babcię. Na chwilę obecną nie wybiegaj w przyszłość, co ma być to będzie, świat w miejscu nie staje kiedy nasi bliscy odchodzą tylko toczy się dalej. Odnajdziesz swój cel i sens w życiu, o to bądż spokojna , na chwilę obecną opiekuj się babcią i wykorzystuj na maksa czas, który jest Wam jeszcze dany.
Witaj.
wydaje mi się, że bardzo dużo przeszłaś. Napewno jesteś cudowną osobą bycie przy chorobie najbliższych nie jest łatwe. Mam wrażenie, że sporą część swojego życia poświęciłaś dla innych (dzieci, choroba mamy, teraz babcia) . Miałaś siłę żeby temu sprostać, znajdziesz ją też żeby żyć dalej . Musisz też pomyśleć o sobie. BO TY TEŻ JESTEŚ WAŻNA. Piszesz że masz prawie dorosłe dzieci , ale one potrzebują uśmiechniętej i szczęśliwej mamy.
Myślę o Tobie ciepło i pozdrawiam
Witaj.
BO TY TEŻ JESTEŚ WAŻNA. Piszesz że masz prawie dorosłe dzieci , ale one potrzebują uśmiechniętej i szczęśliwej mamy.
Dziękuje to miłe- staram się żyć normalnie i być pomocna mojej rodzinie- i staram się uśmiechać.
Ale masz rację, nie jest mi łatwo.
Dziś babcia fizycznie czuje się lepiej, za to dla odmiany w główce się pomieszało:-( ech, życie.
Będę się cieszyć dniem dzisiejszym- nigdy nie wiadomo co przyniesie jutro. Moja babcia jest "ewenementem medycznym" i mam nadzieję, że jeszcze długo będzie zaskakiwać mnie i lekarzy.
Chocaż wiem, że to z mojej strony odkładnanie nieuniknionego- bo powinnam już teraz-jeszcze będąc przy babci już myśleć o uporządkowaniu swoich spraw gdy jej zabraknie- czas nie stoi w miejscu- a ja mam 7 lat luki w CV- nie sadze by pracodawca był wyrozumiały czytając że jedyne co robiłam to opieka nad chorą i wychowywanie dzieci.
Ale dziś cieszę się słonkiem, babcią i wakacjami dzieciaków.
Wiadomo, że każdej osoby szkoda, zwłaszcza tej najbliższej, najkochańszej i nie patrzymy wtedy na wiek. Musisz jednak zrozumieć, że babcia dożyła pięknego wieku, nie każdemu jest to dane i może jest zmęczona już życiem, chorobami, nie możesz Jej zatrzymywać. Niby wiemy, że każdy ma swój czas, na ileś czasu mamy miejsce na ziemi i przychodzi kiedyś pora pożegnać się z tym światem, czy też jesteśmy wierzący czy nie. Mówi się, że w pewnym momencie powinniśmy pozwolić odejść, nie wiem czy to prawda czy też nie ale chyba trzeba zapewnić, że damy sobie radę, że będziemy kochać, pamiętać. Takie może dyrdymały ale chyba pomagają przejść na drugą stronę. Nie chcesz żeby babcia odeszła ale zdajesz sobie chyba sprawę z tego, że babcia jest coraz słabsza i w każdej chwili może to nastąpić. Taka jest kolej życia.
Poukładasz sobie świat, choć to bardzo trudne, ale masz dla kogo żyć dzieci, może później wnuki, może praca, świat goni na przód, nie zatrzymuje się jak kogoś tracimy.
Oczywiście życzę Twojej Babci długich jeszcze lat życia ale niestety trzeba patrzeć realnie na niektóre sprawy.
Dobiega końca jeden z rozdziałów życia.
Na to wpływu nie mamy.
Jednocześnie zaczyna się inny, nowy rozdział.
Twojego życia.
Będąc doświadczonym mężczyzną - doświadczonym odejściem najmilejszej mi osoby, muszę powiedzieć, że o ile nie brakowało mi sił w Walce, to teraz przechodzę marazm.
Na nowo wyznaczam sobie sens życia.
(I błądzę, kręce się w kółko jak pies za swoim ogonem).
Każdy sam musi uporać się z bólem.
Szukać i znaleźć.
Sens tego co pozwoli mu na zwykłe funkcjonowanie i życie.
Nic nie jest proste.
Wizyta duchownego- pomaga jak napisała DSS- z pewnością.
Zazdroszczę tak pięknego wieku dała bym wiele by mój tato dożył takich lat :( lecz niestety ...już go nie ma.
Ja jestem osobą wierzącą ale nie praktykującą. Podobnie jak Ty miałam dylemat czy wezwać księdza i czy to nie jest jakby biała flaga " poddaj się " dla umierającego .
Ksiądz u mojego taty był na dwie godziny przed odejściem .Mój tato był zupełnie świadomy do ostatniej chwili , wiedział że zadzwoniliśmy po księdza ...Może to głupie ale kiedy zadzwoniliśmy po księdza zapytał " To już ? Już umieram ? . Nie miałam odwagi powiedzieć prawdy .Skłamałam . Dzięki bogu chyba przekonująco bo albo morfina opętała mu mózg albo uwierzył ,że to kolejna próba ratunku , że a nóż po tej wizycie się poprawi ...I w pewnym sensie poprawiło .Teraz to wiem ,z perspektywy czasu ,że i on i my mieliśmy dzięki tej wizycie czyste sumienie...że po tych dwóch latach teraz nie mam sobie nic do zarzucenia , że daliśmy mu szanse rozgrzeszenia a dla nas poczucie ,że jeśli cokolwiek jest gdzieś tam ...to poszedł tam z czystą kartą cieszyć się lepszym bytem .
_________________ Tatko odszedł 22.11.2013
Babcia odeszła 20.04.2016
Wokół wizyty księdza u chorego narosło wiele mitów.
Sama nazwa jaką potocznie ludzie używają -,,ostatnie namaszczenie" - jest błędna. Wiąże się z nią wiele strachu, i słusznie, bo skoro potem już nic, tylko umierać ...?
Tymczasem prawdziwa nazwa to ,,Sakrament namaszczenia chorych" i pierwotnie był stosowany w celu wyleczenia lub złagodzenia choroby - przygotowanie do ,,przejścia na Tamtą stronę" to jakby na marginesie.
Gdyby z tego sakramentu ludzie wierzący korzystali częściej, za każdym razem gdy choroba uniemożliwia pójście do kościoła i skorzystanie ze spowiedzi ( np. w przypadku złamanej nogi, lub innej wymagającej dłuższego unieruchomienia) to trochę by się ten Sakrament ,, odkłamało" i ,,odczarowało". Ludziom nie kojarzyłby się już z rychłą śmiercią, nie wiązałoby się z tym tyle strachu i bliscy nie czuliby się zmuszeni kłamać. Odpadłaby też może presja innych ludzi - np. sąsiadów lub dalszej rodziny - którzy widząc, że był u dziadka ksiądz, mówią ,,widać, że nie możecie się już doczekać, żeby dziadek umarł ! Po co tak szybko księdza do niego sprowadziliście, tak wam się śpieszy ?"
Tak, niestety, ludzie potrafią tak przygadać, potrafią być okrutni.
Jeszcze jedna przecz - bliscy umierającej osoby zwlekają nieraz do ostatniej chwili, i nierzadko ksiądz przychodzi już za późno... Wtedy umierający nie doczeka się tego, co jest dla niego bardzo ważne, być może bardziej się boi ...
Mój Mąż przyjmował Sakrament kilkakrotnie w życiu, ostatni raz dwa miesiące przed śmiercią.
Trochę się obawiałam komentarzy sąsiadów - głównie ze względu na dzieci, żeby im nie było przykro-ja jestem dorosła i potrafię sobie poradzić z presją otoczenia. Mąż był dla mnie ważniejszy, niż plotkujący znajomi.
Jeśli umierająca osoba jest wierząca - lub nie jest wierząca, ale życzy sobie księdza - to wezwanie księdza ZAWSZE jest dobrą decyzją.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum