Wiosno,mi doradzono bym opowiedziała pani z hospicjum o objawach agresji Piotra.Na pewno będą umiały zapobiec takim sytuacjom.
Mój Piotr miał takie chwile,lecz szybko mijały,do końca starał się,żebym jak naj mniej odczuła skutki Jego choroby.
Pewnie zdajesz sobię sprawę,iż zbliża się to co ostateczne...
Dużo siły,cierpliwości.
Wiosno Dzielna
Wracam na forum i czytam co u Ciebie.
Nie możemy pomóc śmiertelnie chorym naprawde skutecznie, jeśli nie włączymy rodziny i bliskich. Relacja twoja i dzieci ma ogromny wpływ na postawę męża. Tak jak i ty tak samo dzieci jak i sam mąż przechodzi w toku swojej choroby i cierpienia z tym związanego, różne fazy. Te fazy są związane z emocjami a więc przeżywaniem tego wszystkiego co dzieje sie w waszym systemie rodzinnym, z ich tatą i twoim męże. Kiedy rodzina ma za sobą etapy szoku, gniewu, rozżalenia, poczucia winy, wchodzi -podobnie jak sam umierający chory- w fazę bólu przystosowawczego. Każdy cierpi subiektywnie w sposób indywidualny w swoim indywidualnym czasie. Im bardziej ból uzewnętrzni się przed śmiercią, tym łatwiejszy będzie do zniesienia później.dzielcie się jak umiecie emocjami, uczuciami, a stopniowo, także dzieci na swój sposób, każde na swój, zrozumieją konieczność nieuchronnego rozstania i wspólnie bedziecie się z tym mierzyć.
Przepraszam jeśli cie w jakiś sposób dotykam tym co napisałam.
Jestem psychologiem i zajmuję się traumami, kryzysowymi sytuacjami, pomagam wychodzić "z dołka" jak to niektórzy mówią, a to co ci napisałam to w oparciu o doświadczenia lekarza Elizabeth Rubler-Ross.
J nie wstaje z łóżka od dwóch dni. Nogi nie chcą Go słuchać.
Wyraźnie zmniejszył się apetyt. Ciężko oddychać. Dużo śpi.
Wczoraj był lekarz , zaniepokoiło mnie to że dużo bardziej niż do tej pory, obrzękła Mu twarz. Wyraźnie bardziej w ciągu kilku godzin.
Lekarz stwierdził stan J. jako stabilny, zlecił dodatkową tabletkę furosemidu co drugi dzień.
Poza tym - wiosnę widać i czuć. Ale prawie nie wychodzę z domu, nie mam za bardzo kogo prosić o zastępstwo, zresztą nie chcę zostawiać J., mamy już pewnie niewiele wspólnego czasu.
obertas, tak właśnie się czuję. Silna - dla Niego - i zarazem słaba.
Dziś w nocy był atak panicznego lęku.
Może spowodowany stresem , ponieważ nie zdążył z potrzebą fizjologiczną . Myślę, że ,,zawiniła " większa dawka furosemidu.
Tak czy siak, Mąz był wystraszony, mówił że coś złego się dzieje, ale nie potrafił powiedzieć co Mu dolega. Tak jakby nie słuchał co mówię, jakby był trochę w innym świecie.
Czułam sie strasznie bezradna, mój kochany domagał sie ode mnie jakiejś pomocy, a nie wiedziałam co robić. Podałam w końcu pół tabletki Sewredolu mówiąc stanowczo, że to Mu pomoże , za 10 min zacznie działać.
Rzeczywiście po 10 min zasnął.
Boję się takich sytuacji.
Bardzo często w tej okrutnej chorobie są momenty naszej bezradności, pomagamy, działamy a jednocześnie boimy się żeby nie zaszkodzić, nie wiemy co robić. Zachowałaś mimo wszystko zimną krew i pomogłaś. Chyba w takich sytuacjach stresowych potrzebny jest najbardziej nasz spokój, opanowanie, choć wewnątrz cali trzęsiemy się z nerw. Byłaś dzielna.
Muszę to napisać, bo pęknę.
W wątku dalimanii wypłynął temat błędów lekarskich.
Od początku mój J. był nieprawidłowo leczony, co tam leczony ! Nawet diagnoza była niedokładna.
W wyniku hist-pat było, że naciek 3 mm, a okazało się że 5mm., w dodatku nie było indeksu mitotycznego.
Lekarz onkolog w Lublinie podjął decyzję o poszerzeniu marginesów, ale nie zainteresował się węzłami, a na moje nalegania -,,zbadał " na dotyk, ręką, mówiąc że nic tam nie ma, nic nie wyczuwa. Noż .... a jak się wyczuwa mikroprzerzuty na dotyk ?
Ostatecznie zrobiono docinkę, nie usunięto wartownika.
Wtedy -dopiero wtedy! -trafiliśmy do Warszawy, i tu starali się naprawić to, co było spaprane wcześniej.
Przebadano jeszcze raz materiał z usuniętego znamienia i postawiono prawidłową diagnozę.
Docięto jeszcze to, co było niewystarczająco docięte, i część węzłów - były czyste - ale to, czy natrafili na wartownika, było już mocno wątpliwe. To już właściwie była loteria-trafią na zajęte węzły, czy nie.
No i jest, tak jak jest.
Czasu niewiele. Mogło być inaczej. Nie wiadomo tego na pewno, ale ... szanse byłyby większe.
Wiosno ja jestem w podobnej sytuacji teraz , też docienta blizna też w ślepo szukanie wartownika ale co ja moge zrobić dla siebie już nic, tylko czekać. Dziś nawet w tv było o kobiecie która osierociła dwoje dzieci bo lekarz nie wykrył przezutów i żądają odszkodowania. Właśnie najgorsze jest to myślenie ,że jakby ktoś nie popełnił błędu to by wszystko potoczyło się inaczej.
Trzymajcie się jakoś , pozdrawiam.
[ Dodano: 2015-03-12, 18:54 ]
PS. zle to zabrzmiło ,że "jestem w podobnej sytuacji " chodziło mi o to ,że podobnie się zaczeło.
U nas też tak bylo.
Szpital Inowroclaw-pierwsze wycięcie,diagnoza dopiero po trzech miesiącach.Wogule nie badane węzły.
Po czterech w Bydgoszczy docinka i wycięcie węzłów.
Poznań twierdził,że leczenie,które mamy w Bydgoszczy jest prawidłowe.
Taka sama odpowiedź w Warszawie.
Nie rozumiem,może dlatego,że nie mam wiedzy medycznej,ale czy nie należałoby podać lek choremu kiedy jest szansa na przedłużenie życia lub wyleczenie?
Czy trzeba czekać,aż stan jest taki,że nic już nie ma sensu?
A być może jedynym leczeniem czarniaka to tylko wycinka a leki to tylko FIKCJA?
A jak już umierasz to wtedy jesteś królikiem doświadczalnym?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum