Tak sobie myślę, że większość tutaj podawanych sposobów "ludowych" łączy się także z okazywanym przez otoczenie dodatkowym zainteresowaniem (kosztami ekonomicznymi, czasem, uwagą) . I na własnej skórze odczułam, jak właśnie to zainteresowanie, życzliwość, ciepło - pomaga walczyć z chorobą.
Czasem wręcz bezczelnie domagam się społecznych "głasków" - traktując je jako lekarstwo. I jestem głęboko przekonana, że dobre słowo, a nawet tylko gest - to najtańsze i najprostsze, na pewno nie szkodzące lekarstwo. Niestety, niewystarczające, ale na pewno wspomagające leczenie.
Zdarzało mi się, ze kiedy naprawdę kiepsko się czułam, i leżałam zwinięta w kłębek, to międliłam w głowie jakieś "przytulam", "tulę", obraz czyjegoś uśmiechu, pogłaskania. Pomagało bardzo.
Dlatego zachęcałabym bliskich bardzo do takiej terapii. Czasem zapracowani, zaaferowani choroba skupiamy się na konkretach, a to nie zawsze o nie chodzi.
JaInka, ja Ci przesyłam moc uśmiechów i przytulaków na te lepsze i na te kiepskie dni. Moje ciepłe myśli lecą do Ciebie nieustannie, i muszę się przyznać, że jesteś mi niesamowicie potrzebną osobą (wybacz, mam nadzieję, że nie poczujesz się wykorzystywana) bo uczę się od Ciebie jak pomóc i zrozumieć osobę chorą. Łatwiej przychodzą mi rozmowy z mamą na trudne tematy. Staram się też "zatrzymać" w tym życiowym pędzie.
Masz rację, czasami nie tylko łzy przynoszą ukojenie ale dotyk, uśmiech i dobre słowo też.
Ślę buziaki.
Twoja "uczennica" M.
Staram się nie być "nawiedzona" - ale to moje ważne osobiste doświadczenie. Wiem też, jak ważna jest miłość w chorobie, taka codzienna. Kiedy myślę z sentymentem o synu i czuję ciepło w całym ciele. Albo głaszczę kota i rozmawiam z nim jakoś po "kociemu".
Ale słowo chyba najważniejsze. Zaklęcie. Tak jak w autosugestii, sugestii, hipnozie.
Bardzo dziękuję za ciepłe słowa, ale... ale ja z uporem maniaka powtarzam swoje. Chodzi mi o oddziaływanie, wspomaganie leczenia życzliwością.
Np. jeśli idę na pobranie krwi (a wiadomo jakie żyły mają onkologiczni), to zaczynam sprawę od żartu. Pielęgniarka często jest zabiegana, boi się trudności, nie ma ochoty doświadczać poczucia winy (bo mnie boli) i niepowodzenia (bo znowu żyła pękła). Żart pozwala złapać dystans. Wtedy ja mówię coś miłego. Miłego, ale prawdziwego, np. że ma ciekawy "radiowy" głos. Pielęgniarka rozluźnia się - i wtedy ja też dostaję swoją porcję życzliwości. A razem z nią: sprawniej przeprowadzone pobranie, mniejszy stres i o wiele mniej bólu.
W domu przy stałej irytacji domowników, ich czytelnym cierpieniu ból jakby nasila się. Krą roześmianych przyjaciół potrafi na tyle odprężyć, że sen przestaje być problemem.
Kiedy jest ogólnie kiepsko i w tym "kiepsko' zostaję sama, kiedy nie ma sie komu pożalic i nikt nie powie wytartego " bedzie dobrze' to na pewno nie bedzie dobrze.rak staje się wielki a ból pojawia sie tam gdzie go wcale nie ma. Ale jesli ktoś kto nawet fizycznie jest daleko ale da znac że wie i mysli i wierzy i chce by było lepiej to ja też wierze że będzie lepiej, że już jest dobrze bo przecież ból czy inne cierpienie minie i wcale nie jest takie wielkie jak mi się w tym momencie wydaje. Jeśli inni chca ze mną walczyć to zwyciężymy a czuję się zobowiązana do tego by sie nie poddawać. Przechodziłam to.
Co do przykładu z pobieraniem krwi to mam podobna metodę. najpierw mówię cos w stylu że przykro mi że mam takie żyły ale nie boje sie pobierania krwi i wiem że czasem trzeba kłuc kilka razy. A u lekarza jesli tylko sprawia wrażenie normalnego to ja okazuje mu zaufanie. Jesli jednak sie zawiode to staram się zmienić lekarza bez komentowania wizyty u pierwszego. lubie przebywac wśród ludzi pogodnych ( nie mylić z wesołkowatością) Uśmiech na twarzy i przyjazna rozmowa moga czynić cuda a na pewno rozlużnić ciężka atmosferę np. przed gabinetem lekarskim.
_________________ Antoine de Saint-Exupéry
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać
JAINECZKO moja droga.Nawet nie wiesz ile prawdy jest w tym co piszesz.
Chociażby przekazywanie pierwszych "złych wiadomości".
Jedni lekarze powiedzą to tak "jest pan (pani) bardzo ciężko chora.Ma pan (pani) raka.
Zostało nie więcej niż pół roku życia"
A można też powiedzieć tak.
"jest pan/pani bardzo poważnie chora.Ma pan/pani raka.Ale przy dzisiejszej wiedzy medycznej można z tym skutecznie walczyć.
Są słowa ,które potrafią dobić ale są też słowa ,które potrafią podnieść na duchu,pozwolą uwierzyć ,że jeszcze nie wszystko stracone.
A przykłady.Pierwszy z brzegu.
Obecnie jeżdżę do pacjenta 62 lata Marian ma na imię.Pierwotny rak rdzenia kręgowego.
Operacja kręgosłupa..Przerzut na prawe płuco.Ileś cyklów chemii.Dwa razy transfuzja krwi.
Nasze pierwsze spotkanie.Mówię mu ,że nareszcie człowiek ,który dobrze rokuje bo ostatnio w ciągu dwóch miesięcy miałem cztery zgony.
Gadka szmatka o pierdołach i o mojej chorobie,z którą zresztą wygrałem moje sugestie ,że i on przy jego rokowaniach może spróbować.
Facet do tego stopnia wzioł sobie to do serca,że dzisiaj już sam siada,rusza nogami i wróciła mu chęć do życia.Od lutego nie był na transfuzji krwi mimo ,że morfologia balansuje na pograniczu,Nie bierze już środków przeciwbólowych i wszystko idzie ku lepszemu.A zapomniałem napisać ,że od pasa w dół był sparaliżowany a właściwie to miał zanik mięśni.
Ale jak to się wszystko skończy to nie wiem.
Wiem natomiast ,i to z doświadczenia,że ludziom chorym należ mówić to, co chcą usłyszeć.
A mało kto chce słyszeć złe wiadomości.
Ludziom trzeba dać i trochę uśmiechu,trochę dobrego słowa,czasem trochę pogłaskać,bo tego chorzy potrzebują.
Witam
Żeby było trochę optymistycznie.Pisałem w moim ostatnim poście w tym temacie, o chorym który ma na imię Marian.
Teraz mogę napisać.FACET "WRÓCIŁ Z DALEKIEJ WYPRAWY".
Sam wstaje, sam chodzi,oczywiście jeszcze z balkonikiem ale chodzi.
Lekarze uznali to za cud.
Muszę się pochwalić ,że do tego cudu też się przyczyniłem.
Pozdrawiam i oby jak najwięcej takich cudów.
Witam
Jaineczko w tym jest tylko cząstka mojej roboty ale jest i z tego się cieszę.
Wiem ,że na to co tutaj opisałem, niektórzy będą patrzyli z przymrużeniem oka
a może nawet będą to uważali za dowcip.
Opisywanie przeze mnie tego przypadku jest bez sensu.
Natomiast jest sens zaprosić kogoś postronnego z Bielska lub najbliższej okolicy, żeby sam to zobaczył , ocenił i opisał.
Pozdrawiam i zapraszam.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum