Witam, chce się podzielić z wami moja historią.
Rok temu w maju wkońcu mogłam cieszyć się swoją dorosłością. Byłam wniebowzięta tym, że już prawie wszystko stoi dla mnie otworem i nareszczcie będę mogła zrealizować swój plan podbicia świata. Byłam taka szczęśliwa, że prawie zapomniałam o przykrym bólu, który był dla mnie odczuwalny od 1,5 roku. PRAWIE robi wielką różnice, bo ból był przeraźliwy i z dnia na dzień narastał tak jak moja irytacja związana z nasza służba zdrowia. Dlaczego? Bo lekarze nie chcieli mi pomóc? Nie.. oni po prostu nie chcieli mi uwierzyć, że ciągle odczuwam silne bóle głowy. Tłumaczyli to sobie moimi kłopotami związanymi z dojrzewaniem. Może zawsze podchodziłam do wszystkiego zbyt emocjonalnie. Tak jestem nerwowa, a kłopoty w szkole to normalka. A ja i tak wiedziałam, że mnie coraz bardziej boli i leki przeciwbólowe powoli przestają działać...
Kilka miesięcy wcześniej.
Odczuwałam ból w okolicy uszu i zębów mądrości. Lekarze wpadli na genialny pomysł : DŁUTOWANIE ÓSEMEK. Cudownie. Cieszyłam się , że może wkoncu to jest to. Przeżyłam dwa straszne dłutowania, nie pomogło. Ale po drugim zabiegu dostałam mały gratis od losu - szczękościsk. Suppper
Tego mi było trzeba. Pomyślałam sobie, że stomatolog, uszkodził mi nerw podczas znieczulenia. Jednak po przeprowadzonych badaniach okazało się ze z nerwem nic złego się nie dzieje. Po miesiącach wizyt u doktora, ten wkońcu się zlitował i dał mi skierowanie na rezonans magnetyczny głowy. Który miał być przeprowadzony na początku czerwca 2009 roku.
Pierwszy rezonas, pierwszy kontrast w życiu były dla mnie czymś nowym. Traktowałam te wszystkie badania jako coś co może okazać sie dobrym doświadczeniem życiowym. Jednak nie podejrzewałam, że to badanie wykaże guza w głowie 4,5/5/3,5 cm. Wiedziałam. Wiedziałam, że to nie ja wymyślam sobie ból. Zaskoczyłam was wszystkich? Was ktorzy mi nie wierzyli? Tak? Bo siebie tez.
Biopsja odbyła się przez gardło. Nic strasznego. Czekając na wynik nie myślałam o najgorszym. Wynik przyszedł wyjątkowo szybko, czekałam tylko 5 dni. Lekarz zaprosił mojego ojca do gabinetu, a mnie nie. Byłam wściekła, mam już 18 lat i ja pierwsza chce usłyszeć diagnozę! Ojciec wyszedł z gabinetu.. nie chciał spojrzeć mi w oczy. Powiedział tylko: nie wiadomo czy jest złośliwy. Bał się użyć tego słowa, ja też. Nie byłam w stanie go wypowiedzieć. Dopiero gdy trafiliśmy do Centrum Onkologicznego, moja onkolog powiedziała : Masz raka nosogardła. Łzy popłynęły mi z oczu. Dowiedziałam się , że muszę natychmiast zacząć leczenie. Zaproponowano mi chemioterapie już w przyszłym tygodniu, jednak ja poprosiłam o tydzień o kilka dni wakacji.. domyślałam się co może mnie czekać.
Przeżyłam pierwsza chemie, jak i dziesiątą. Wypadły mi włosy, radioterapia mnie prawie wykończyła fizycznie jak i psychicznie. Minął rok. CIESZĘ SIĘ REGRESJA CAŁKOWITĄ, a z drugiej strony jestem przerażona badaniem PET-a i możliwymi przerzutami. Założyłam tu konto, chce poznać wasze rady, chce się podzielić doświadczeniem. Jeszcze raz witam. Napisze co przeżyłam przez ten rok , czego musiałam się wyrzec, co zyskałam i zrozumiałam.