Z hospicjum stacjonarnego pacjenta można zabrać w każdej chwili, gdy stan jego zdrowia na to pozwala.
Gdy z moją Mamą pojechałyśmy do hospicjum, lekarz wręcz był zaskoczony i na drugi dzień zamówił nam karetkę do domu. Jednak na drugi dzień stan Mamy radykalnie się pogorszył i lekarz nie wyraził zgody, stwierdził iż grozi to śmiercią w karetce.
Co do kwestii ratowania Mamy, dawania nadziei, to doskonale Cię rozumiem, ponieważ u mojej Mamy były już w miarę widoczne oznaki agonii, a ja umawiałam dla Niej w szpitalu transfuzję krwi. Niby z jednej strony widziałam co się dzieje, jak cierpi i nie chciałam, żeby tak było (powiedziałam sobie, że nie mogę Mamy tak krzywdzić i na siłę przy sobie trzymać), a z drugiej robiłam wszystko, aby Mama nie odeszła.
Totalne wariactwo.
W hospicjum na pewno jest psycholog, skorzystajcie z pomocy.
Mojej Mamy onkolog powiedział mi, że nie do końca chodzi o długość życia, ale o
jakość życia.
Rób co w Twojej mocy, aby Mama nie czuła się sama, opuszczona, może ma na coś ochotę? Moja Mama uwielbiała kwiaty, gdy jeszcze była w domku, codziennie był u nas bukiet żółtych tulipanów - Jej ulubionych.
Dbaj o Nią, nacieraj, kremuj, bądź z Nią i łapcie każdą chwilę.
Moja Mama np. chciała mieć przy sobie małe lusterko i wymalowane usta, żeby ładnie wyglądać.
Teraz te najmniejsze rzeczy są największe
a może tak jak przez całe życie, tylko nie zwracamy na nie uwagi...
Pozdrawiam