Dodatkowo jeszcze ciocia nas namawia na medycynę niekonwencjonalna jako wzmocnienie
Nigdzie nie ma potwierdzenia, że zioła czy inne "cudowne medykamenty" wyleczyły kogoś z raka albo chociażby przedłużyły życie. I tak jak napisała JaBaba, stosowanie nawet ziół, które wydają się niby nie groźne może wejść w interakcje z chemią i dopiero będzie problem, leki, zioła czy cokolwiek innego jeśli zamierzasz stosować trzeba podczas leczenia onkologicznego uzgadniać z lekarzem. Zrobisz co uważasz za słuszne ale w cuda nie wierz.
ekarliczek napisał/a:
Zastanawiam się też czy ta chemia nie spowoduje, że cały ten tak ruszy jeszcze bardziej...
Chemioterapia ma na celu wyleczenie, wstrzymanie choroby, ustabilizowanie choroby lub uśmierzanie dolegliwości wynikających z choroby podstawowej. Przez chemię rak nie ruszy ale chemia może nie zadziałać na raka i mimo jej podawania będą tworzyć się przerzuty, dlatego są robione badania kontrolne, żeby w razie jej nieskuteczności zmienić rodzaj chemii.
ekarliczek napisał/a:
Boję się, że psychicznie nie da rady
Najlepszy byłby psychoonkolog, bardziej zna się w temacie, poszukaj w googlach na "znany lekarz", tam masz namiary i opinie pacjentów.
Może warto mamie wdrożyć jakieś antydepresanty, żeby mama nie czuła się ciężarem, nie stresowała tak mocno leczeniem.
Dodatkowo jeszcze ciocia nas namawia na medycynę niekonwencjonalna
Popieram przedmówców. Po pierwsze naprawdę nie ma naukowych dowodów na leczenie ziołami nowotworów natomiast wiele na ich negatywne interakcje z chemią.
Więc żadnych działań bez konsultacji z lekarzem.
Psychoonkolog napewno by się przydał.
Trzymaj się, pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Z tą zielarką to ciocia mamę nakręciła, ale już mama dała sobie spokój z tym.
Byłyśmy wczoraj we Wrocławiu i czekałyśmy na opinię konsylium. Generalnie lekarz mam powiedział to co sama zdążyłam jako tako ogarnąć. Proces jest bardzo zaawansowany, jedyne co to tylko chemioterapia paliatywna... Mama chciała pytać ile jej zostało czasu, ale odwiodłam ją od tego pomysłu. Generalnie ustalili termin pierwszej chemii na 15 listopada we Wrocławiu. Umowilam mamę Jeszcze na wizytę w Lubinie na 10 lostopada celem konsultacji z innym onkologiem, ale czy jest sens?
Generalnie lekarz we Wrocławiu powiedział mi, że ze względu na wiek mamy wszystko może pójść nie tak i może się skończyć na tym jednym cyklu i ośrodku leczenia bólu.
Jak to jest z tą chemią w końcu? Co mam robić? Co mamie doradzić? Widzę, że ja mój mąż i córeczka jesteśmy tym co mamę jako tako trzyma w pionie. Mama mówi, ze śmierci się nie boi tylko tego , że będzie dla nas ciężarem. A ja nie mam nawet jak i kiedy poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Rozpisalam się, ale dopiero wróciłam z pracy i mnie mega dołek złapał. ..
na 10 lostopada celem konsultacji z innym onkologiem, ale czy jest sens?
Zawsze zasięgnięcie drugiej opinii daje nam pewność, że metody postępowania lekarzy są prawidłowe a i nasze sumienie czystsze, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby pomóc bliskiemu.
ekarliczek napisał/a:
Jak to jest z tą chemią w końcu? Co mam robić? Co mamie doradzić?
Chemię mama dostanie paliatywną, nie wyleczy mamy, może nie zatrzymać choroby, ma za zadanie zminimalizować dolegliwości związane z rakiem ale liczyć się trzeba ze skutkami ubocznymi chemii.
Póki mama czuje się na siłach, chce powalczyć to trzeba skorzystać z tej opcji.
Jest leczenie paliatywne to pomyśl już o hospicjum, żeby ulżyć mamie/Wam, żebyście mieli zabezpieczenie w postaci lekarza/pielęgniarki, żeby łagodzić wszystkie dolegliwości do minimum jeśli u mamy wystąpią.
ekarliczek napisał/a:
Mama mówi, ze śmierci się nie boi tylko tego , że będzie dla nas ciężarem.
To już Ty musisz zapewnić mamę, że jest dla Was kimś ważnym, że nigdy tym ciężarem dla Was nie będzie bez względu na to co się będzie działo.
Niby wolne od pracy a nie ma chwili usiąść i pomyśleć. Na pewno.pojedziemy do Lubina się skonsultować z innym onkologiem i jeżeli mama się zdecyduję na chemię to raczej w Lubinie-to samo a blizej . No właśnie co do tej chemii to mamy wszyscy okropny mętlik w głowach. Boję się, że wszystko ruszy do przodu i będzie wtedy naprawdę źle... Mamcia jest niezdecydowana i widzę i wiem, że się boi. A ja sama nie wiem co jej doradzić. Zapewniam ja, że co by nie było to nie będzie dla nas ciężarem i że na pewno sobie poradzimy.
A do tego hospicjum domowego to lekarz rodzinny może wystawić skierowanie? Bo mama nie ma żadnej karty założonej. A jeżeli mamcia nie zdecyduje się na chemię, to też będzie mogła z tego hospicjum korzystać czy już nie? Co chwilę pojawiają się nowe wątpliwości i nowe pytania... I głowa mała i serducho nie mogą tego ogarnąć😟
A jeżeli mamcia nie zdecyduje się na chemię, to też będzie mogła z tego hospicjum korzystać czy już nie?
Hospicja biorą pod opiekę pacjentów, którzy są leczeni paliatywnie bądź leczenie zostało zakończone czy np. nie podjęte bo pacjent nie chce przyjmować chemii woli krótsze życie ale bez dodatkowych "atrakcji"
ekarliczek napisał/a:
Boję się, że wszystko ruszy do przodu i będzie wtedy naprawdę źle..
To nie ruszy od chemii, chemia ma za zadanie leczyć, stabilizować chorobę a nie prowokować raka do atakowania. Rusza nie po chemii tylko rak może być tak agresywny, że nie reaguje na nią i robi swoje czy z chemią czy bez i tak rozłazi się po organizmie.
Mama powinna sama zdecydować czy chce chemię czy woli żyć nazwijmy to "ile Bóg da" ale pamiętaj, że chemia nawet paliatywna mimo, że też daje jakieś skutki uboczne w jakimś stopniu minimalizuje objawy raka.
Byłam z mamą w czwartek na wizycie u innego lekarza w Lubinie, bo myślimy o leczeniu tam ze względu na odległość od domu. Lekarz bardzo sympatyczny dał do zrozumienia, że rokowania są słabe ogólnie ten rak jest bardzo oporny na leczenie. Dał mam skierowanie do nich na oddział i wtedy ustalą lecczenie. Mamcia ma skierowanie na ten wtorek też do Wrocławia już na chemię, ale ten lekarz z Lubina stwierdził, że w dwa tygodnie nie zrobi już różnicy. Według niego też mamcia powinna zacząć od zmniejszonej dawki chemii w tabletkach. Ale plan ustalą i tak jak już będzie u nich na oddziale.
Ogólnie widzę, że mama jest bardzo niezdecydowana co do leczenia, ale od piątku boli ja lewa strona tak jakby pod łopatką i Nimesil średnio pomaga.
Zastanawiam się czy faktycznie lepiej ten Lubin ze względu na odległość. Ten lekarz dodał też, że oni tu podają chemię dopóki mogą i nic złego się nie dzieje. Dostaliśmy też skierowanie do hospicjum domowego i jutro będę się orientowala co i jak. Jutro też pojadę mamę zarejestrować do Lubina na ooddział bo w czwartek już nie zdążyłam.
A co myślicie o tej immunoterapii? Jest sens ruszać ten temat?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum