Ja z mojego doświadczenia napiszę, że chciałam przy tacie być do końca. Mimo iż choroba postępowała w szalonym tempie, nie chciałam aby tatko odszedł (egoistka? chyba ze mnie), chciałam mieć go jak najdłużej.... Nie dopuszczałam do siebie tych czarnych myśli, myślałam, że to jeszcze nie teraz...Nawet nie zdążyłam się przyzwyczaić do złego stanu tatusia, bo to wszystko tak szybko się toczyło, że mój mózg wręcz nie nadążał
Pamiętam, że nawet do toalety biegłam aby nie stracić tych cennych chwil, które mogłam spędzić przy tacie.
Mój tatko zaczekał za pielęgniarką z hospicjum, która Nam powiedziała, że to nie potrwa długo (godzina, może dwie). Zdążyła przyjść cała rodzina. Pamiętam, że cała rodzina powtarzała abym pozwoliła tacie już odejść ale ja nie mogłam tego zrobić. Do końca trzymałam go za rękę, wyjąc z bólu.... tatko i tak odszedł
Przepraszam, że się rozpisałam Swoimi przeżyciami.
Twój mąż tak jak napisała
Zebra, będzie wiedział w którym momencie odejść.
Bardzo mi przykro kiedy czytam przez co teraz Ty przechodzisz...
Kochana jesteś bardzo silną i wspaniałą żoną !!!