Witam wszystkich bardzo serdecznie. Czytam to forum odkąd dowiedziałam się, że moja mama ma guza na płuca. Jak pewnie większość użytkowników, szukałam wiadomości na temat "przeciwnika", z którym cała nasza rodzina musi się zmierzyć. Czytając Państwa historię niejednokrotnie zdążyłam już się bardzo wzruszyć, a jednocześnie nabrać sił do walki.
Wszystko zaczęło się dość niedawno, miesiąc temu. Mama była chora na zapalenie oskrzeli, drugi raz już w tym roku i po kuracji antybiotykowej była poprawa, ale pojawiła się krew w odkrztuszanej wydzielinie. Zmusiłam mamę, żeby zrobiła prześwietlenie płuc i wtedy okazało się, że są tam dwa zlewające się duże cienie. Mama została skierowana na diagnostykę do szpitala. Miała robioną tomografię, bronchoskopie oraz spirometrie. Krwioplucie ustało, a lekarze jedyne co ustalili to fakt, że jest to guz. W wypisie ze szpitala nie byo żadnych innych informacji oprócze tego, że guz płuca prawego, dolnego płata, o wymiarach ok. 5 x 4,5, węzy śródpiersia niepowiększone, do operacji. Piszę około, ponieważ nie mam dostępu do tych wyników w tej chwili. Mieszkam daleko od rodziców. Bonchoskopia nie wykazała zmian patologicznych, ale jak się dowiedziałam od lekarza, nie mogli dostać się do guza, więc tylko zbadali popłuczyny. Spirometria wyszła dobrze, tak powiedział lekarz. Mama dostała skierowanie na operację do Poznania, ale udało się jej dostać na oddział onkologiczny w Bydgoszczy. Tam zrobiono już badanie PET oraz powtórną bronchoskopię. PET wyszedł dobrze, czyli rozumiem, że nie ma żadnych innych zmian guzowych w organizmie. Wyników bronchoskopii jeszcze nie znam. W poniedziałek będzie biopsja. Ze zględu na ciągły brak konkretów nie mogę podać więcej szczegółów, ponieważ ciągle nie wiemy co to jest za guz, czy to jest rak, czy złośliy. Nic nie wiemy. Lekarze w Bydgoszczy oczywiście przygotowują mamę pod kątem operacji i tu jest moja największa obawa, ponieważ bardzo obawiamy się powikłań pooperacyjnych. Mama miała udar niedkrwienny 4 lata temu. Leczy nadciśnienie tętnicze od 10 lat (ma 58 lat) oraz jest po operacji tarczycy. Do tego ma całkowicie niedrożną wewnętrzną tętnicę szyjną (chyba lewą) oraz drugą niedrożną w 50%. Cały czas szukam informacji czy znieczulenie oraz operacja może spowodować kolejny udar oraz jak poważne jest to zagrożenie. Jeśli ktoś tutaj na podstawie tych informacji mógłby mi naświetlić plusy i minusy tej operacji to byłabym bardoz wdzięczna. Pani anestezjolog rozmawiała z mamą i nie ukrywała, że takie ryzyko istnieje, ale ja bym chciała wiedzieć jak wysokie jest to ryzyko oraz czy jest to tylko w trakcie operacji i zaraz po niej czy równie dobrze może się to wydarzyć miesiąc po operacji bądź później? Odhcodzę od zmysłów myśląc o tym, ponieważ nic na ten temat nie wiem. Mama strasznie się boi, że będzie warzywkiem po tej operacji. Bardzo proszę o jakieś informacje na ten temat. Wiem, że post jest długi, ale chciałam podać wszystko to co wiem. Z góry dziękuję:)
Gwiazdeczko
witaj na forum.
Wiem, że jest Ci ciężko, jak nam wszytskim i szukasz jak największej liczby informacji.
Nie jestem fachowcem, nie posiadam wiedzy medycznej, piszę z punktu widzenia córki, której Tata zachorował na raka płuc. Zanim został dokładnie zdiagnozowany, czytając to forum już wiedziałam, że jesli okaże się, że to rak, to jedyną szansę daje nam operacja. MOdliłam się gorąco, by można było operować. I kiedy dr zaprosił nas na naradę i powiedział, że konieczna jest operacja, ale jest duże ryzyko powikłań, ze zgonem włącznie - ja się popłakałam, ale ze szczęścia, że Tata został zakwalifikowany na operację, a Tata nieświadomy popłakał się, że konieczna jest tak poważna operacja. Nie chciał Jej, bo bał się, że bedzie niepełnosprawny. Dr nakreślił wszystkie za i przeciw....Decyzja na tak.... i w maju operacja się odbyła...Tata dziś już wie ( najlepiej uświadomoli go pacjenci na onkologii, że jest prawdziwym szczęśćiarzem, że można było u niego guz wyciąć - jego koledzy z sali nie mielo tyle szczęścia), że bez operacji nie miał szans na wygraną z chorobą.
Rozumiem doskonale Gwiazdeczko, że się denerwujesz i stresujesz i boisz się powiklań - u nas też było ryzyko, bo tata miał już raz zakrze po operacji - a kolejna operacja zwiększała to ryzyko - jednak udało się!
Gdyby Mama miała kiepskie wyniki, zostałaby zdyskwalifikowana od leczenia operacyjnego. Byc może sa potrzebne jeszcze jakies szczegółowe badania, w zwiąkzu z jej chorobą niedokrwienną.
Gwiazdeczko, wybór i decyzja ciężka, ale jedynie operacja daje Wam szansę na zycie. Bez operacji mama raczej nie ma szans. Sama chemioterapia bez radykalnej operacji jedynie przedłuży Jej życie - może o kilka miesięcy, może 2-3 lata, ale Jej nie wyleczy!
pozdrawiam cieplutko
PS MOże przydałaby się jeszcze jakaś konsultacja innego lekarza? Wiesz, mój Tata był operowany w Poznaniu i uważam, że są tam wcale niegorsi torakochirurdzy niż w Bydgoszczy:)
Witaj Katarzynko36
Dziękuję za twojego posta, bo to mnie trochę podniosło na duchu, że może jednak nie będzie tak źle. śledząc to forum wiem, że operacja to prawie jak szczęście od losu:) szczególnie, że w mamy przypadku bez operacji nie będzie wiadomo z czym mamy do czynienia. Strach jest jednak ogromny, ponieważ mama nie jest w pełni sprawna po przebytym udarze i myśl o kolejnych komplikacjach po prostu ją paraliżuje. Jeszcze wczoraj była w euforii, że PET wyszedł dobrze, a dziś już znowu przygnębiona, bo rozmawiała z anestezjologiem i pani doktor potwierdziła jej obawy. Mama jest bardoz słaba psychicznie i dlatego tak bardzo się o nią martwię. Chciałabym jej powiedzieć coś pocieszającego, ale ona to wszystko zbywa. Kiedyś lekarz po tym udarze jej powiedział, że jakakolwiek operacja w jej stanie sprawi, że będzie warzywkiem (to było przy okazji skierowania na operację guzków na tarczycy) i to jej strasznie wgryzło się w pamięć. Ona już się cała trzęsie, a co to będzie przed operacją? Wiem, że mężczyźni z reguły są silniejsi psychicznie, ale może masz jakiś sposób jak rozmawiać z tak zdołowanym pacjentem jak moja mama?:) Wiem, że pozytywna postawa to połowa sukcesu, ale jak ją pozytywnie nastawić?
[ Dodano: 2010-12-03, 23:38 ]
Jeśli chodzi o wybór Bydgoszczy jako ośrodka leczenia to było to podyktowane względami logistycznymi:) W okolicach Bydgoszczy mieszka mamy rodzina w zwiazku z tym jest nam łatwiej organizować wizyty i pomoc dla niej.
Mój tata tez miał "bogaty"wywiad kardiologiczny.zawł(wiele lat temu), choroba wieńcowa, miazdzyca, nadcisnienie/Lekarze zdecydowali,ze moze byc operowany.Po operacji dowiedziałam się,że zapoznali go dokładnie z ewentualnymi powikłaniami, nawet zgonem i on sie zgodził bo zrozuiał,że to wielaka szansa.Operacja sieudła, zero powikłań, bardzo szybko doszedł do siebie.Skonsultujcie sie jeszcze.Wiem jedno.Operacja raka płuc to los na loterii, szanasa o jaka warto walczyć.Trzymam kciuki!!!
[ Dodano: 2010-12-03, 23:40 ]
Przepraszam za błędy:)
_________________ Miec nadzieję na nadzieję i wierzyc, że wiara istnieje..
Dzięki Patrycja!!! Jutro będę dzwonić do mamy z samego rana i jej przekażę, że operacja wcale nie oznacza najgorszego. Mam nadzieję, że choć troszkę mi uwierzy:) Jak to długo wogóle trwa? I jak długo zwykle pozostaje się na oddziale po tego typu operacji? Oczywiście jeżeli nie ma żadnych komplikacji.
Każda operacja jest obciążająca dla chorego. Istnieje ryzyko zatorów, zakrzepów jednak w przypadku zdiagnozowanego raka płuca tylko zabieg operacyjny daje Wam szansę na wyleczenie. Oczywiście ostateczna decyzja zależy od Was oraz od lekarzy jednak musisz sobie zdawać z jaką chorobą walczysz. To choroba, z którą nie da się chodzić lata niestety.
Choroba się rozwinie i mamę zabije więc przemyślcie dokładnie decyzję.
Wielu forumowiczów piszących modliło się o możliwość operacji ( ja zresztą również, ale mamusia moja nie miała szans na operację ).
Pozdrawiam
Jeszcze mam takie trochę może głupie pytanie. Jak czytam na forum bardzo dużo osób pisze o oczekiwaniu na wyniki, na przykład bronchoskopii, około tygodnia lub dwóch. Czy w takim razie jeżeli moja mama miała te wyniki w pierwszym szpitalu na następny dzień, oznacza to, że mogły być źle sprawdzone? Od czego zależy ta rozbieżność w oczekiwaniu?
[ Dodano: 2010-12-04, 00:08 ]
Wiem awilem, że operacja przedłuży jej życie i ja bym bardoz chciała, żeby jej to wycieli, ale jeszcze wczoraj mama była cała sobą za operacją a dziś już nie. Wszystko jej się zmieniło po rozmowie z panią anestezjolog. Nie wiem czy mama nie powiedziała mi całej prawdy czy po prostu ze strachu już teraz zaczyna się wycofywać. Dlatego własnie szukam informacji na ten temat, bo nie nie wiem sama czego się spodziewać. W weekend już nie złapię tej pani doktor, dlatego szukam tu i informacji i podniesienia na duchu, że wszystko się jednka dobrze skończy:) Przykro mi, że Twoja mama nie miała danej tej szansy. Tym bardziej chcę zmotywować moją mamę, żeby zaufała lekarzom i się zgodziła.
Gwiazdeczko
Mój tata wynik bronchoskopii miał też od razu niemal, na wynik pobranego wycinka czekaliśmy tydzień. Więc wszytsko zależy od szpitala. Tym sie nie martw.
Wiesz, mój tata z jednej strony jest mężczyzną bardzo odważnnym, natomiast z drugiej ma naturę wrażliwca i słabą konstrukcję psychiczną jesli chodzi o choroby. BYł załamany - to jest mało powiedziane. Popłakiwał ( po godzinnej rozmowie z lekarzem a propos operacji, gdzie podał nam wszytskie za i przeciw płakał w szpitalu całe popołudnie i wieczór) bardzo często - najpierw się z tym krył, a potem juz otwarcie płakał. Bał się ogromnie - po pierwsze: że to rak, po drugie: że musi mieć wycięte prawe płuco, po trzecie: bał się komplikacji i tych kilku %śmiertelności jako skutków operacji. Bo powiedzmy sobie zczerze - operacja jest mocno obciążająća organizm. Tata przez 3-4 dni był tak osłabiony, że nie mógł wstać z łóżka, trząsł się jak osika jak usiadł - dostawał b. silne leki p-bólowe... to wszytsko brzmi strasznie i wygląda też strasznie, ale skoro jest dana ta szansa, szansa na wyleczenie, zycie trzeba ją wykorzystać.
Oczywiście siłą Mamy nie zmusiecie, ale musisz jej opowiedzieć, że to jedyna szansa! Że tylko ok. 10% pacjentów z rakiem płuca "załapuje" się na zabieg operacyjny - reszta jest na dzień dobry na straconej pozycji... Ja naprawdę nie zapomne jak tata leżał na onkologii z 5 innymi pacjentami... żaden nie miał operacji, bo było za późno, albo ich stan nie pozwalał i choroby współistniejące... BOże, pamiętam ich twarze, ich miny, ich oczy kiedy dowiedzieli się, że Tata miał operację i guz został wycięty. Boże, Pan w czepku urodzony, jak Pan to zrobił? - pytali się i widać było ich ogromną... zazdrość, smutek i żal, że oni nie mogli mieć operacji...
Mimo wszystko decyzja należy do pacjenta, bo to on poddaje się operacji, i jakiejkolwiek decyzji by nie podjął - należy ją uszanować.
Tak jak pisał awilem, każda operacja niesie ze sobą ryzyko wystąpienia komplikacji łącznie ze zgonem. W przypadku Twojej mamy, gwiazdeczko, jest ono faktycznie spore z powodu przebytego udaru i niedrożności tętnic szyjnych (rozumiem, że jest prowadzone jakieś leczenie przeciwzakrzepowe?). Jednak na pewno w przypadku raka płuca brak przerzutów w narządach odległych i węzłach, a więc jego operacyjność dają dużą szansę na wyleczenie. Skoro lekarze, w tym anestezjolog rozważają taką możliwość z pewnością to przemyśleli i są świadomi ryzyka, na pewno też postarają się na nie jak najlepiej przygotować.
Myślę, że to mama musi rozważyć wszystkie 'za' i 'przeciw' dotyczące ewentualnego zabiegu operacyjnego i to ona musi podjąć decyzję.
Rozumiem, że wyniki bronchoskopii będą przed ewent. operacją?
Mój tata to kopia taty Katarzynki.Niby silny a tez płakał, bał się.On nie miał dużo czasu na rozmyslanie bo lekarz przedstawił mu wszelkie za i przeciw przed sama operacją.Nawet my nie wiedzielismy wszystkiego.Tata został za to dokładnie poinformowany.Ciężko było przez 3 dni po operacji, płakał,że nie wytrzyma.Potem poszło z górki.Ja płakałam ze szczęscia,że mu to cholerstwo wycieli.
_________________ Miec nadzieję na nadzieję i wierzyc, że wiara istnieje..
Witam, rozmawiałam dziś z mamą i przekazałam jej wszystkie wasze pocieszające historie:) Dziś była w trochę lepszym nastroju niż wczoraj, nawet żartowała trochę na temat tego guza oraz operacji. Wiem, że na pewno nie odgoniła "czarnych" myśli, ale może choć troszkę zaczęła myśleć, że operacja uratuje jej życie. Mama bierze mnóstwo leków, myślę, że między innymi przeciwzakrzepowe też. Od wczoraj ma spuchnięte obie kostki. Nigdy jej się to nie zdarzało wcześniej i lekarze też nie wiedzą co jest tego przyczyną. Oby tylko to nie było nic złego. Podobno wynik piątkowej bronchoskopii wyszedł dobrze, ale nie wiem czy to były tylko popłuczyny czy dostali się do guza. Mama tego nie wiedziała. Może biopsja powie nam coś więcej. Trzeba czekać do poniedziałku. Pozdrawiam wszystkich:)
Witam
Maja mama miała operacje usunięcia całego płuca na początku nikt się nie chciał tego podjąć i choć mama jest silna to w tym momencie płakała jak małe dziecko nie z powodu że ma raka a z tego że jest tak duży że nie nadaje się do operacji ale gdy lekarze postanowili o odcięciu płuca cieszyła się bo mieliśmy już podobny przypadek w rodzinie i wiedziała że to jedyne lekarstwo na całkowity powrót do zdrowia. Operacja to poważna rzecz ale w tym momencie nie pozostaje nic innego jak zaufać lekarzom.
Mama będzie jutro operowana. Z samego rana, idzie pierwsza w kolejce. Wydaje mi się, że dobrze się trzyma. Dzisiaj jeszcze miała biopsje, wyniki miały być jak najszybciej, ale będą jutro rano. Po rozmowie z lekrzem mama dowiedziała się, że jest to niedrobnokormórkowy rak płuca. Nie mam jeszcze dostępu do żanych wyników, ale jak tylko będę mieć to tu wrzucę. Czy ktoś mógłby mi naświetlić czy to lepiej czy gorzej, że jest to niedrobnokomórkowy a nie drobnokomórkowy? Wiem, że bez wyników nikt nie odniesie się do przypadku mojej mamy, ale chociaż ogólnie jak długo mniej więcej czasu upływa do przerzutów w tym typie raka? Jestem strasznie spanikowana i nawet nie mogę się skupić, żeby poszukać konkretów
Dziękuję Wam za wsparcie duchowe i trzymajcie kciuki, żeby jutro wszystko poszło dobrze!!! Musi być dobrze!
Ach, mam jeszcze pytanie do mądrych głów na tym forum Moja koleżanka, farmaceutka, poleciła mi takie tabletki z płetwy rekina, Biomarine się nazywają. Czy rzeczywiście pomagają zachować odporność i poprawiają stan organizmu chorego na raka? Chciałabym je zamówić dla mamy, ale nie wiem czy rzeczywiście są takie dobre. Ona sama je stosuje dla poprawienia odporności, bo pracuje w aptece i ma ciągle kontakt z chorymi, ale nie wiem czy dla mamy też byłyby dobre. I czy wogóle warto...
[ Dodano: 2010-12-06, 23:36 ]
Dzięki ela1:) Ja czuję się lepiej jeśli wiem, że tyle osób zaciśnie kciuki, to nie ma wyjścia, musi wszystko pójść dobrze:)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum