yogi, jakoś przetrwam tę cholerną gastroskopię, jakieś kolejne badania - i wierzę że lekarz będzie szukał czegoś sensownego dla mnie. Co nie znaczy, że najpierw mnie to nie rąbnęło.
Wiem, że do nawiedzonych nie należysz (chwała Ci za to) -ja, jak wiesz, także - jednak spróbuję znaleźć w "naturalnych" coś sensownego. Bo teraz ważne są dla mnie pojedyncze dni - a te może da się wyszarpać dobrą dietą czy jakimiś wizualizacjami (już trudno, chociaż w głowie mi się od tego lasuje).
Madziorek - naprawdę się ucieszyłam, że może Cię tam spotkałam. To chore przecież! Ale co oswajanie miejsca znajomymi - to oswajanie. Nasze atawizmy działają dalej.
Gontcha - także wierzę w nowy program. Dzięki za wsparcie.
No, ale rozbroiła mnie potęga statystyki: mam zawsze trzy nogi, gdy idę z psem na spacer. Nie do zbicia, powtarzalne.
Zresztą co do statystyki mam też swoją wersję: że od ok. 15 grudnia (diagnoza) wchodzę na poziom Mensy (2 procent przeżywalności - 2 procent z takim ilorazem inteligencji). Naprawdę uważam, że inteligencja przydaje się do przeżycia. I będę sobie liczyć każdy dzień jako sukces w rywalizacji osobniczej, he, he.
Wreszcie będę miała dowód własnej wyjątkowości - fakt, że jeszcze żyję. A każdy kolejny dzień będzie miarą sukcesu.